Trzy słowa, a mianowicie - "Śniadanie u Tiffany`ego" obijały mi się o uszy tyle razy, że aż doprowadzało mnie to czasami do szału. A dlaczego? Dlatego, że nie oglądałam jeszcze filmu, proste i logiczne. Także gdy Mery wyznaczyła mi pełną i obszerną listę "oczopatrzałek"*, które Kinga koniecznie powinna obejrzeć, a ta produkcja znalazła się na niej, jak najszybciej zabrałam się do dzieła!
"Śniadanie u Tiffany`ego" to amerykańska produkcja z 1961 roku, oparta na podstawie książki Trumana Capote z 1958 o tym samym tytule, której oczywiście nie przeczytałam.
O filmach pisać nie potrafię, ale wynika to pewnie z faktu iż tak mało ich oglądam, więc swoje zdanie wyrażę w punktach, krótko i na temat:
a) wprost ubóstwiam Audrey Hepburn za rolę Holly, w którą się wcieliła i zrobiła to znakomicie, z taką lekkością, zaangażowaniem, zupełnie jakby nie była to zwykła gra aktorska, tylko coś znacznie więcej,
b) nie polubiłam Pepparda, nie wiem sama dlaczego, ale jakoś mi tak przeszkadzał... tak, wiem, to dziwne stwierdzenie, bo przecież jego rola była tu znacząca,
c) wciągnęłam się w oglądanie po zaledwie pięciu minutach, a to nieczęsto mi się zdarza,
d) rozbawiła mnie scena kradzieży w sklepie, sama nie wpadłabym na tak genialny pomysł, ciekawe czy w rzeczywistości by wypaliło (ja nic nie sugeruję!),
e) ach, i ta piosenka - Moon River - podziałała na mnie niezwykle uspokajająco, a to w ostatnim czasie okazuje się bardzo przydatne,
f) film na jeden wieczór na pewno odpowiedni, bo ma miłe, romantyczne zakończenie, aż chce sie więcej,
f) film na jeden wieczór na pewno odpowiedni, bo ma miłe, romantyczne zakończenie, aż chce sie więcej,
g) postaram się go chyba w najbliższym czasie obejrzeć jeszcze raz, bo mam taki dziwny zwyczaj, że w pełni rozumiem to co oglądam dopiero za drugim razem.
Podsumowując
"Śniadanie u Tiffany`ego" jest "oczopatrzałką" bardzo miłą, zgrabną, przyjemną i lekką. Poleca się ją zwłaszcza płci pięknej, bo ta druga płeć raczej nie znajdzie w niej upodobania, choć zawsze znaleźć się mogą wyjątki.
* - oczopatrzałka - film; określenie wymyślone przez Kingę G.
* - oczopatrzałka - film; określenie wymyślone przez Kingę G.
Film oglądałam jakiś czas temu i bardzo mi się podobał.Teraz mam w planach przeczytać książkową wersję tej historii.
OdpowiedzUsuńJa również, jeśli będzie ku temu możliwość. ;33
UsuńOglądałam kawałek, ale byłam bardzo młoda. Bardzo chętnie obejrzałabym tę oczopatrzałkę ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam. :D
Usuńoglądałam jeszcze za nastolatki, może kiedyś się jeszcze skusze :) książki raczej nie przeczytam :(
OdpowiedzUsuńPonowne oglądanie na pewno okaże się bardzo przyjemne. :-)
UsuńJa chyba też jeszcze nie oglądałam i na razie nie mam zamiaru, bo nie przepadam za takimi filmami, ale może kiedyś... :))
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten akurat film mógłby Ci się spodobać. :))
UsuńOglądałam, niestety, tylko drugą połowę filmu, bo akurat tak trafiłam w telewizji (mój internet nie nadaje się do tego, aby oglądać filmy:() Muszę przyznać, że ta druga połowa przypadła mi do gustu, chociaż z wielką chęcią obejrzałabym od początku, kiedy nadarzy się okazja na pewno to zrobię :D
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś musiałam się męczyć z takim internetem, więc wiem jak to jest, masakra, bo mój jeszcze nie chciał otwierać żadnych stron, albo ładowały się one 15 minut. :<
UsuńTeż już wiele razy słyszałam ten tytuł, jednak nie miałam okazji go zobaczyć. Postaram się go kiedyś obejrzeć, jednak moja lista oczekujących filmów jest tak długa (a ostatnio bardzo rzadko je oglądam), że nie wiem kiedy będę miała na to okazję. ;)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo rzadko coś oglądam odkąd zaczęłam czytać książki. :)
UsuńUwielbiam ten film (ten sam plakat, który masz jako pierwsze zdjęcie wisi u mnie w pokoju :)) ale polecam Ci inne filmy z Audrey, które chyba bardziej mi się podobały (są naprawdę rewelacyjne!!) "Szarada" oraz "Jak ukraść milion dolarów". Polecam są świetne naprawdę :D
OdpowiedzUsuńNo to świetnie, postaram się obejrzeć jak najszybciej. ;33
Usuń"Oczopatrzałka" - piękne określenie. Film mam w planach już od dawna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńNie oglądałam, ale nie dawno leciał chyba na TVNie, w sumie mi też obija sie o uszy, a do tego taka piękna aktorka. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oo, naprawdę? Nawet nie wiedziałam, ja oglądałam na komputerze.
UsuńPotwierdzam, zazdroszczę Audrey takiej urody. :o
Filmu jeszcze nie znam. Może się to wkrótce zmieni :)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję. :>
UsuńMój ukochany film. Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSzkoda by było nie zostawić komentarza, szczególnie, że przecież film jest świetny (serio, nie wiem, dlaczego nie dali tu Oscara Audrey, tylko za Rzymskie wakacje, serio,serio - może dlatego, że nie oglądałam "Matek i córek"). Problem jest w tym, że zgadzam się zupełnie ze wszystkim, co powiedziałaś.
OdpowiedzUsuńPaul - Audrey tylko raz dostała faceta miłego, ładnego i pasującego do filmu. W "Dwoje na drodze". Inni kompletnie nie pasowali, nawet Grant (Szarada) i Peck (Rzymskie wakacje) - przystojni, ale już wtedy mieli za dużo lat. Szczególnie Cary.
Z opowiadaniem Capote'a jest odwrotnie niż z filmem. Za każdym razem kochasz je coraz bardziej. Film jedynie wydaje się coraz bardziej sympatyczny, przy każdym oglądaniu.
Ulubiona scena - jednak gdy Holly jest upita, jest najbardziej rozbrajająca. Zwłaszcza w barze. :D (No i ta scena z zaspaną Holly - lubię, lubię, bardzo lubię. Zresztą, ta z tym takim szukaniem buta, też fajne).
Nie oglądałam ani Rzymskich wakacji, ani Szarady, Dwoje na drodze też nie, a co dopiero Matki i córki, serio, oj serio, w jakim ja świecie żyję :?
UsuńNie wiedziałam, że czytałaś to opowiadanie, w takim razie i ja muszę nadrobić zaległości. :> O tak, jak Holly jest upita to rozbraja człowieka. :D
Ja również uwielbiam tę aktorkę - to klasa sama w sobie, zawsze piękna i elegancka. Nic tylko brać za przykład. A "Śniadanie" oglądałam i czytałam
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Wstyd się przyznać, ale nie oglądałam tego filmu. Chyba, że nie pamiętam.. Po twojej opinii stwierdzam, że muszę to jak najszybciej nadrobić. Może nawet w ten weekend.. ;)
OdpowiedzUsuńOglądałam i kocham ponad wszystko :)
OdpowiedzUsuńOglądałam kilkukrotnie :) Lubię Hepburn za tą i za rolę w "Sabrinie", ma w sobie taką lekkość, jak sama zresztą napisałaś :) A sceny z kotem rudzielcem są świetne :)
OdpowiedzUsuń