sobota, 28 września 2013

"Ostatnie życzenie" - Andrzej Sapkowski


Świat na ostrzu miecza



Będę szczera. Nienawidzę jednego rodzaju książek. Dokładniej? Okej. Nienawidzę książek, które są tylko książkami. Rozumiesz? Nie? To pomyśl. Jaki pożytek z książki, którą wiesz, że czytasz? Odliczasz wtedy pozostałe do końca rozdziały, strony. Zdarzyło Ci się tak? Tak. Dobrze, że wiesz o co mi chodzi. Teraz dalej. Prawda, że to męczy? Męczy strasznie. Cały czas patrzysz na zegarek i okazuje się, że... minęła tylko minuta! Paskudne uczucie. Więc pytam, dlaczego większość książek jest tylko książkami? "Ostatnie życzenie" należy do tysięcy nic nie znaczących. Tych, które wiesz, że czytasz. A na koniec zadajesz sobie pytanie - czy było warto, a może to zmarnowany czas?

Ciekawa jestem ile osób w tej chwili stwierdzi, że nie mam gustu. Ale co mnie to obchodzi. Piszę to co myślę i ... super. Nie mam zamiaru naśladować innych, ale przechodzę do rzeczy. O "Wiedźminie" każdy słyszał, fenomen literatury fantasy itd. itp. "Ostatnie życzenie" (wprowadzenie do sagi) nie zachwyca niczym szczególnym, jest ciekawe i tyle (w tym miejscu pewna osoba się prawdopodobnie krzywi, ha ha, czekaj, czytaj dalej :P) a dalszych części nie znam, więc nic sensowego nie powiem prócz tego, że na pewno przeczytam! A nóż mnie jeszcze zachwycą, kto wie, wszystko jest możliwe.

Do czterech klasycznych opowiadań z lat 1986-1990 dołączył Sapkowski trzy dotąd nie publikowane nowele, które dają pełniejszy wgląd w przeszłość Geralta. Oto wiedźmin wojuje z diabołem, poluje wraz z Jaskrem na wielkiego suma, ulega groźnemu czarowi pięknej Yennefer i ląduje w więziennych lochach grodu, w którym panoszy się wszechmocny i mściwy dżinn... Okazuje się, że wyczyny Geralta nie są obojętne dla jego kondycji, istnieją duchowe i fizyczne koszta wiedźmińskiej roboty - za wszystko trzeba płacić.

Do fabuły nie mam zastrzeżeń. Do akcji też. Dynamiczna, aby co jakiś czas zwolnić tempo. Gwałtownie przyśpiesza zwłaszcza gdy zbliża się koniec opowiadania/rozdziału. Mamy tajemniczego głównego bohatera, który zabija potworki  i zajmuje się wszystkim tym czym zajmują się wiedźmini. Do tego dosypać doskonale wykreowany świat fantasy. Co więc nie gra tak jak powinno?

Po pierwsze, o tych "stworkach/potworkach" mogłoby być trochę więcej, czyli - dlaczego? skąd? jak? po co?
Po drugie, jako czytelnik chciałabym poznać bardziej Geralta, a nie, jego odpowiedzi i zachowanie biorą się jak z kosmosu. Rozumiem, że potrzebna jest tu "aura tajemniczości", która owiewa bohatera, ale wszystko ma swój umiar.
Po trzecie, inne postaci również mogłyby być... Nie wiem jak to ująć. Bardziej opisane? Tak żeby czytelnik mógł ich lepiej poznać, utożsamić się z nimi. Myślę, że wiecie co mi chodzi po głowie.
Po czwarte, miejscami (ale nie bierzcie tego pod uwagę, bo potrafię pisać bzdury) miałam wrażenie, że opisy i dialogi są... kanciaste i wymuszone. Twarde i puste.

Ogólnie książka ani ziębi, ani grzeje. Tak sobie to wszystko przeczytałam... Oczekiwania miałam większe, więc tym większy zawód.

Wydawnictwo: Nowa Niezależna Oficyna Wydawnicza
Stron: 288
Przeczytane: 28.09.2013r.
Moja ocena: 7/10

środa, 25 września 2013

Magiczny kącik - na te i inne tematy


Jeśli nie jesteś tolerancyjną osobą - NIE CZYTAJ TEGO! 


Co oglądam? Na to pytanie mogę tylko wybuchnąć śmiechem. Aktualnie nie oglądam nic. Naprawdę. Odkąd zaczęłam czytać książki, filmy poszły w zapomnienie. Oczywiście, że mam jakieś tam ciepłe wspomnienia "z przeszłości" kiedy to mogłam patrzeć i patrzeć... ale nie sądzę abym kiedykolwiek powróciła do tego stanu.
Do czasu...
Gdy obejrzałam produkcję, która COŚ we mnie ruszyła, COŚ przesunęła i COŚ sprawiła, że utracone nadzieje co do kina... prysły.

Wszystko przez  - "Jesteś bogiem"



Mam wrażenie, że młodzież podzieliła się na dwie grupy - ci co nienawidzą rapu i wszystkiego co z nim związane i ci, którzy słuchają żeby się popisać i pokazać jacy są fajni. Istnieją wyjątki, nie mówię przecież, że nie. Kiedyś należałam do tej pierwszej grupy. Znowu do czasu, gdy zobaczyłam w telewizji występ NPWM i... wyobraźcie sobie, spodobało mi się! Później poszukiwania - co? gdzie? jak? Od tamtej pory zaczęłam słuchać, ale tylko tego zespołu. Później doszły pojedyncze piosenki kogoś tam gdzieś tam, ale nie warte były moim skromnym zdaniem zakodowania w pamięci. Domyślacie się co dalej? Tak, wybuchł szał na punkcie Pkf. I nagle, nie wiadomo skąd nagły wzrost fanów, nic nie chcę się odzywać, ale były  to osoby, które poszły do kina, wysłuchały jednego kawałka i... jestem taki super, bo słucham! Może lepiej zamknę się, bo moja opinia zaczyna się robić dość kontrowersyjna... Tak, więc... "Jesteś bogiem" obejrzałam dopiero teraz, kiedy cały zachwyt ucichł. 

Od razu informuję, że nie jest to recenzja filmu. Ja piszę recenzje książek. Do innych zajęć się nie nadaję. Ale zrobiłam wyjątek. Mam ogromną potrzebę wylania myśli i muszę to zrobić, więc nie przedłużając - filmem jestem oczarowana. Poruszył we mnie pewien zmysł, który poprzez "nic nie oglądanie" zanikał stopniowo, teraz odżył z całą mocą. Coś pięknego. Niesamowitego. I jestem zachwycona! Pierwszy raz od, od, od, no właśnie, od kiedy? Gdybym miała możliwość wystawienia oceny - dałabym 10. Powoli twórczość Paktofoniki staje mi się bliska... 

To cholerne uczucie, kochani, kiedy brakuje słów...


niedziela, 22 września 2013

"Wielki Gatsby" - F. Scott Fitzgerald

Powiem Wam jakie będzie moje najlepsze wspomnienie z lektury "Wielkiego Gatsby`ego". A będzie to moment, kiedy nieświadoma tego wykrzyknęłam z oburzeniem - "CO!?" Właśnie takich chwil się nie zapomina... Właśnie to sprawi, że tę cieniutką książeczkę będę wspominać tak ciepło.

Pewnie macie sąsiadów? No chyba, że mieszkacie na kompletnym odludziu. A może ten sąsiad jest - bogaty, skrywający tajemnice, z niewyjaśnioną przeszłością? Czy zabił człowieka? Zagadki. Zagadki. Jak Nick Carraway stań się zwierzchnikiem sekretów pana Gatsby.

Mam mętlik w głowie. Zastanawiam się, zastanawiam się czy aby na pewno dobrze czytałam tę książkę. Czy wyniosłam z niej odpowiednie wartości i czy... Zastanawiam się. Wydaje mi się jakby "czegoś" brakowało. I to "coś" ma odkryć czytelnik. W tym wypadku "ja"...

Słyszeliście o tym żeby oszczędzać słowa? 
Słyszeliście o tym żeby oszczędzać wyrazy?
Słyszeliście o tym żeby oszczędzać myśli? 
A... słyszeliście o tym żeby...
... żeby...
brakowało liter? 

I taki jest "Wielki Gatsby" 
Niezdefiniowany.
I.
Nieodkryty. 

Nie wiem.
Co mam mówić. 
Nie wiem.
Co mam pisać. 
Nie wiem.
Co mam myśleć. 
Nie wiem.
Więc, zostawcie mnie w spokoju. 

"I tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość."

Ciekawa jestem, czy ona go naprawdę kochała?  

Wydawnictwo: Artystyczne i filmowe
Stron: 197
Przeczytane: 22.09.2013r.
Moja ocena: 9/10 

piątek, 20 września 2013

"Złodziej pioruna" - Rick Riordan

Po pierwszy tom serii "Parcy Jackson i bogowie Olimpijscy" sięgnąć chciałam od dawna, mimo, że nie widziałam specjalnego powodu, aby to uczynić. Nie, nie przyciągnęły mnie nawiązania do mitologi, bo ja słysząc słowo "mit" myślę - "co za brednie." To co w takim razie? Ach, no tak! Pewna wielce wkurzająca osoba (żartuję oczywiście) mawiała - "przeczytaj, przeczytaj, spodoba ci się." Zwlekałam, bardzo długo ponieważ musiałabym czytać na komputerze, katorga jak dla mnie, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła... i zaczęła się przygoda. Kto ukradł piorun?

Wiecie co, wcale nie chciałem być herosem półkrwi. Nie prosiłem się o to, żeby być synem greckiego boga. Byłem zwyczajnym dzieckiem; chodzącym do szkoły, grającym w koszykówkę i jeżdżącym na rowerze. Nic szczególnego. Dopóki przez przypadek nie wyparowałem nauczycielki matmy. Wtedy się zaczęło. Teraz zajmuję się walką na miecze, pokonywaniem potworów, w czym pomagają mi przyjaciele, a poza tym staram się po prostu przeżyć. Przedstawiam wam opowieść o tym, jak Zeus, bóg niebios, uznał, że ukradłem mu piorun - a rozgniewany Zeus to naprawdę spory problem.
Czy Percy zdoła znaleźć piorun zanim rozpęta się wielka wojna bogów?
Co by było, gdyby bogowie Olimpijscy wciąż żyli w XXI wieku? Co by było, gdyby nadal zakochiwali się w śmiertelnikach i śmiertelniczkach i mieli z nimi dzieci, z których mogą wyrosnąć wielcy herosi - jak Tezeusz, Jazon czy Herakles?
Jak to jest być takim dzieckiem?
To właśnie się przydarzyło dwunastoletniemu Percy`emu Jacksonowi, który zaraz po tym, jak dowiedział się prawdy, wyrusza na niezwykle niebezpieczną misję. Z pomocą satyra i córki Ateny Percy odpędzie podróż przez całe Stany Zjednoczone, żeby schwytać złodzieja, który ukradł przedwieczną broń masowego rażenia - należący do Zeusa piorun piorunów. Po drodze zmierzy się z zastępami mitologicznych potworów, których zadaniem jest go powstrzymać. A przede wszystkim będzie musiał stawić czoła ojcu, którego nigdy nie spotkał, oraz przepowiedni, która ostrzegła go przed zdradą przyjaciela.  

Już od pierwszej strony dobił mnie język jakim posługuje się autor, rozumiem - pisać prosto i na temat, ale Rick Riordan zaskoczył mnie swoim prostactwem w tej kwestii. Prościej się napisać chyba już nie da. Naprawdę można napisać prosto i ładnie, przyjemnie w odbiorze, ale można też napisać prosto i bezbarwnie, tak, że po przeczytaniu zdania wszystkiego się odechciewa. Chociaż może to być moja wina, bo ja jako czytelniczka, gustuję w bardziej "wyszukanych" warsztatach pisarskich. Mniejsza o mnie, większości "Złodziej pioruna" się spodoba, właśnie dlatego, że jest pisany bardzo prosto, praktycznie same dialogi. Lepiej będzie jeśli jak najszybciej skończę ten akapit, bo już powoli irytacja zaczyna brać mnie w posiadanie...

Ale to jeszcze nie koniec! Muszę się wyładować, więc... bohaterzy. O, tutaj pan Riordan poszedł po całej linii, czy nie można było poświęcić chwili nad konstrukcją ich charakterów? Wyglądu? Sposobu bycia? Czy wszyscy musieli być puści jak piłeczki do Ping Ponga? Naprawdę nie można było? Aż tak trudno?

Ale znalazłam też plus i to duży. A jest nim mitologia, która stanowi podstawę tej historii. Mimo, że uważam ją za wymysły i głupoty i się tym nie interesuję to bardzo przyjemnie czytało mi się o tym wszystkim w "Złodzieju pioruna." Dlatego też, w ogóle zgłębiałam dalszą treść, inaczej skończyłabym po pierwszym rozdziale, a tak przyda mi się to między innymi w szkole.

Czy polecam? Za swojej strony nie, ale wiem, że wszystkim poza mną się podobała... Ludzie rozpływają się w zachwytach. Ja jedynie żałuję, że za tę serię nie wzięłam się wcześniej, myślę, a raczej jestem pewna, że bardziej przypadłaby mi ona do gustu. Czy przeczytam kolejne części? To zależy jak bardzo będzie mnie męczyć pewna osoba... 

Wydawnictwo: Galeria Książki
Stron: 360
Przeczytane: 20.09.2013r.
Moja ocena: 4/10


wtorek, 17 września 2013

Nowy wygląd bloga!

Chciałabym serdecznie, z całego serducha, podziękować Dzosefinn Blake  u której wygrałam bonus, a jako nagrodę zaoferowała mi, że zajmie się wyglądem mojego bloga. Wyszło wspaniale! Piękny nagłówek. <3 Bardzo ładny szablon. Szkoda tylko, że ze mnie jest taki zielony matoł, który nie umie nic porządnie zrobić, dlatego też odcienie fioletu wyszły nie te co powinny, ale ogólna konstrukcja jest w miarę podobna do pierwowzoru. Dobra, nie czas na użalanie się nad sobą... Jednym słowem - DZIĘKUJĘ!! :* 

A Wam jak się podoba ? 


Kinga

niedziela, 15 września 2013

"Jane Eyre. Autobiografia" - Charlotte Brontë

Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Po och! i ach! z każdej strony człowiek nieświadomie nastawia się optymistycznie do powieści, a cichy głosik wydziera się żeby jak najszybciej przeczytać "Jane Eyre". Otóż właśnie przeczytałam... Wrażenia? Pozytywne, tak, ale nie o końca. Troszeczkę się zawiodłam. A ocena wydaje mi się strasznie niska w stosunku do tego jak wygórowane miałam oczekiwania.

Brontë opowiada historię młodej dziewczyny, która po stracie obojga rodziców, trafia do domu brata swojej matki. Nie potrafi jednak obudzić uczuć u ciotki, która - gdy tylko nadarza się okazja - pozbywa się dziewczynki, wysyłając ją do szkoły dla sierot, słynącej z surowego rygoru. Jane daje sobie jednak radę, zdobywa wykształcenie i wreszcie pracę jako guwernantka, w domu Edwarda Rochestera, samotnie wychowującego przysposobioną córkę. Wydawałoby się, że tu wreszcie znajdzie prawdziwe szczęście. Jednak los upomni się zadośćuczynienia za winy z przeszłości jej ukochanego pana. Jane nocą ucieka szukać swojej własnej drogi...

"Nie było na świecie głupszej istoty od Jane Eyre; nie było na świecie niedorzeczniejszej idiotki, karmiącej się słodkimi kłamstwami, połykającej truciznę, jak gdyby to był nektar."

Podczas czytania jak i po skończeniu moja głowa była pusta od myśli, nie wiedziałam co sądzić o tej książce, jakie mieć o niej zdanie, czy mi się podobała czy wręcz przeciwnie. Taka sytuacja jest według największego prawdopodobieństwa spowodowana tym,  że historia Jane Eyre nie wywołała we mnie zaplanowanych przez autorkę emocji. To jeden z wyjątków gdzie, naprawdę, byłam obojętna na losy bohaterów. Sama jestem zdziwiona sposobem w jaki odebrałam tę powieść. Literatura wiktoriańska jest przecież bardzo bliska mojemu sercu - ale widocznie muszą zdarzyć się wyjątki. Emily Brontë, siostra Charlotte napisała "Wichrowe wzgórza" - jedną z moich ulubionych książek, myślałam, że po "Jane Eyre" mogę spodziewać się czegoś równie niesamowitego...

Całe to moje narzekanie nie znaczy, że książka w ogóle nie przypadła mi do gustu, jednak, troszeczkę mi się spodobała. Napisana jest lekko, czyta się w ekspresowym tempie, nie zważając na numery przemijających stron, to niewątpliwie największy plus, że nawet nie poczułam `przepłynięcia` przez 600 stron.

Jane, główna bohaterka, jest sympatyczna, inteligentna, ładna lub nie - to zależy od patrzącej na nią pary oczu. Jak wspomniałam wyżej, była mi obojętna tak samo jak inne postacie, pana Rochestera również zaliczam do tego grona. (Teraz pewnie fani są oburzeni, jak mogłam to napisać?)

Podobno "Jane Eyre" nie jest tylko książką o miłości, niesie za sobą także inne wartości, może i kogoś czegoś nauczy, może to i prawda, niestety ja nie odnalazłam w niej niczego o czym bym już nie wiedziała. Dla mnie to tylko ładna opowieść o prawdziwej miłości. Zakończenie, tak na marginesie, było zbyt cukierkowe. Mimo wszystko, polecam przeczytanie "Jane Eyre", a nóż odkryjecie w lekturze coś co było niedostrzegalne dla moich oczu?  

Wydawnictwo: MG
Stron: 608
Przeczytane: 15.09.2013r.
Moja ocena: 7/10

sobota, 14 września 2013

Magiczny kącik – na te i inne tematy

Historia bloga, czyli jak z dnia na dzień staje się coraz gorszy...  


Pomysł na ten temat przyszedł mi do głowy przypadkiem, a mianowicie po opublikowaniu ostatniej recenzji w której jak się później okazało, pojawiło się parę błędów, literówek, a wszystko to było spowodowane moją nieuwagą, tak, przyznaję się bez bicia (całkiem możliwe, że to co teraz piszę też ma jakieś błędy, nie wiem). Zasadniczo chodzi mi o to, żebyście czytając moje recenzje, jeśli zauważycie jakiś błąd, literówkę, niezrozumiałe zdanie, napisali mi o tym w komentarzu! I nie mówię tego, ot tak sobie, tylko na serio, byłabym wdzięczna gdybyście wzięli to pod uwagę. Piszę przede wszystkim dla Was (jeśli jest w ogóle na tym świecie osoba, która czyta tego bloga, ale to już inna dyskusja), później dopiero dla siebie, więc chcę aby Magiczny Zakątek stawał się lepszy, a nie coraz gorszy... bo nic z tego pożytecznego nie wyniknie. Teraz pewnie sobie myślicie - „O! jaka głupia, co ona najlepszego wypisuje!”, ale poważnie, proszę o pomoc! Błagam. Napiszę jakąś recenzję, mogę przeczytać ją xx razy i błędu nie zauważę, bo wiem co chciałam napisać, więc po prostu go przeoczę, nie zawsze też automatyczne sprawdzanie pisowni mi go podkreśli, może się coś takiego zdarzyć. I tak, ortografia nigdy nie była moją mocną stroną, poprzez czytanie książek bardzo się poprawiła... Pogorszenie nastąpiła przez szkołę, trzeba na coś winę zwalić. Podsumowując: jak się wkurzę, całego tego bloga usunę i będę miała gdzieś czy piszę dobrze czy źle...

A Wam zdarza się po opublikowaniu posta odnaleźć w tekście literówki?  

piątek, 13 września 2013

Nie niszcz książek - używaj zakładek!


W zabawie "Nie niszcz książek - używaj zakładek" może wziąć udział każdy. Aby do nas dołączyć, opublikuj na swoim blogu post o Twoich ulubionych lub wymarzonych zakładkach, następnie zaproś do zabawy siedmiu innych bloggerów. Miłej zabawy!


Nominowana zostałam przez Barbarę Pelc oraz Maję B., tak, wiem, odpowiadam trochę późno, ale lepiej późno niż wcale, w każdym bądź razie, bardzo Wam dziękuję!

Może i tych moich zakładeczek dużo nie ma, ale pokażę te co mam. Te po prawo to dodatki do książek "Gwiazd naszych wina" oraz  "Papierowe miasta". Nie używam ich ponieważ są włożone do egzemplarzy z których pochodzą i nie zamierzam ich z stamtąd wyjmować do czasu gdy ponownie sięgnę po lekturę Greena. Dalej, na drugim zdjęciu widać moją ukochaną zakładkę przedstawiającą papugi, jest cudowna, stale jej używam. Ta z misiem to wygrana w jakimś konkursie, nie pamiętam jakim. Reszty raczej nie stosuję, ewentualnie tylko czasami. Ogólnie to najczęściej w książkach pochowane mam paragony, ulotki, itd. itp. Czy mam jakieś wymarzone cudeńka? Nie, zakładki nie mają dla mnie zbyt dużego znaczenia, ważne aby to co czytam było ciekawe.

Nominuję siedem pierwszych osób, które dodadzą komentarz pod tym postem. Życzę Wam udanej i przyjemnej zabawy! :)

Kinga 

niedziela, 8 września 2013

"Przeminęło z wiatrem" - Margaret Mitchell

 

Och, uwierzcie mi! Nie ma już takich książek! 
Nie ma drugiej takiej wywołującej wszystkie istniejące w człowieku emocje! 
Nie ma drugiej takiej, którą będziecie równocześnie kochać i nienawidzić za... za to, że ją kochacie! Nie ma, kochani! Nie ma. I nie będzie nigdy! Pogódźcie się z tym...

Przeminęło z wiatrem. Bo wszystko kiedyś przeminie. Przyjdzie na to czas i pora. Nic nie trwa wiecznie. Wszystko ma swój początek i koniec. Zwiędną kwiaty. Uschną liście. Rozpuszczą się płatki śniegu. W jednej chwili, nawet się nie spostrzeżesz kiedy. Coś może stracić swój dawny sens. I przeminąć. Bezpowrotnie. Jak za podmuchem wiatru... Nie wróci. Zostawi po sobie tylko tępy ból i pustkę. Nawet miłość... 

Idioci! Głupcy. Nic nie widzicie. A może przez jedną, krótką chwilę warto się zatrzymać, i rozejrzeć... dookoła? Pomyślcie. Może w końcu, nareszcie, dostrzeżecie co się wokół was dzieje! Ale wy... eh... nic nie widzicie! I co? No tak. Obudzicie się na sam koniec. Jak już będzie za późno. Jak wszystko, co było naprawdę w życiu ważne, przeminie z wiatrem... A ty, Scarlett O`Hara, jak mogłaś bać aż tak ślepa? I odzyskać wzrok kiedy... kiedy... 

Takiej bohaterki jaką jest Scarlett można za świecą szukać a i tak się jej nie znajdzie. Prosty wniosek. Jest rozpieszczona, porywcza, odważna, potrafi walczyć o swoje, nie dba o to co ludzie o niej powiedzą. Żyje swoim życiem i nie ogląda się za siebie. "Pomyślę o tym jutro" powtarza, i stara się czerpać jak najwięcej z danej chwili. Podobno Scarlett O`Hara jest głupia, tak przynajmniej słyszałam. No dobra, potrafi rozzłościć, zirytować czytelnika, aż będzie miał ochotę wedrzeć się do książki, uderzyć ją i wykrzyczeć jej prosto w twarz - "Zastanów się co robisz!" Wszystko, byleby nie to, że Scarlett jest głupia.

I Ashley. I Rett. Doprawdy, czasami trudno zrozumieć ich postępowanie. Ale i sens przyjdzie z wiatrem. W miarę zbliżania się do końca odkrywane są wszystkie czyste karty i zostają zapełnione literami, słowami, zdaniami wyjaśnienia. Znamy prawdę, staje się jasne, że...

" - Co się ze mną stanie, jeśli odejdziesz? 
- Kochanie, nic mnie to nie obchodzi." 

Nie będę ukrywać, że jestem pod wrażeniem tej książki. Od samego początku byłam przygotowana, że nie zakończę swojej przygody czytając "I żyli długo i szczęśliwie" lub czegoś równie płytkiego. Byłam przygotowana i być może dlatego zniosłam to lepiej. Co nie znaczy, że koniec mną nie wstrząsnął. Bo wstrząsnął. I to jeszcze jak! Byłam w szoku i kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.

Tak dużo wyniosłam z tej powieści, tak dużo odkryłam wartości, tak wiele, wiele więcej wiem, wynosiłam to wszystko pełnymi i ciężkimi wiadrami. Trudno je było nieść. Nie będę tu mówić rezultatów, bo odkryjecie je sami, jeśli oczywiście sięgnięcie po "Przeminęło z wiatrem". Każda  strona ma przekaz, sumując wszystkie strony wyjdzie morał. Jak ja, staniecie się innymi ludźmi...

"Pomyślę o tym wszystkim jutro, w Tarze. Zniosę to wtedy lepiej. Jutro pomyślę, jak go odzyskać. Mimo wszystko, życie dzisiaj się nie kończy." 

Och... Rett, jak mogłeś? 


ARCYDZIEŁO 

czwartek, 5 września 2013

Wakacyjne zdobycze oraz stosik :)

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam  książki, które dołączyły podczas wakacji do mojej domowej biblioteczki. A są to te na zdjęciu powyżej. Mam nadzieję, że każdy dobrze widzi i da się tytuły odczytać. (?) A więc tak:
"Pandemonium"   oraz "Requiem" już przeczytałam. Całą trylogię kocham, więc każdemu polecam. "Faza szósta: światło" również jest warta uwagi, Ci co przeczytali poprzednie tomy to na pewno sięgną. Dzięki wymianie z Agnes Recenzentką zdobyłam "Fazę pierwszą: Niepokój". Dziękuję! Dalej mamy "Ostatnią piosenkę", którą to zaczęłam czytać, ale wyłamałam się na 60 stronie. Ale nic straconego! Dokończę później. "Rozważna i romantyczna" cudowna, jak wszystkie powieści Jane Austen"Sekret Julii" zrobił na mnie piorunujące wrażenie, nie mogę doczekać się kontynuacji. Hm... "Podpalaczka" była bardzo dobra, aczkolwiek do rewelacji sporo jej brakuje. Naczekałam, naszukałam się pierwszej części Sagi księżycowej, ale teraz już z dumą mogę przyznać, że "Cinder" już za mną, wymiana na LC, musiałam oddać "Przędzę". To cudo przewiązane czerwoną kokardką to moja wygrana u Gabi Wts., której dziękuję, lektura jeszcze przede mną, czekam na odpowiedni moment. W każdym więc razie wychodzi na to, że została jeszcze "Neva" i "W cieniu arki", nie mam zielonego pojęcia, kiedy się za nie zabiorę.

"Dziwne losy Jane Eyre" wypożyczyłam z biblioteki, muszę zabrać się za nie jak najszybciej, ale dopiero jak doczytam "Przeminęło z wiatrem", kończę dopiero drugą część tego trzytomowego wydania.

Przy okazji chciałam jeszcze dodać, że jak każdy wie zaczął się wrzesień, do komputera praktycznie nie podchodzę gdyż nie mam czasu i ochoty, każdą wolną chwilę staram się poświęcić na czytanie. Proszę więc żebyście nie mieli mi za złe, jeśli nie skomentuję czyjegoś posta, przeczytać, przeczytam go na pewno, w telefonie prawdopodobnie, a jak chwilkę znajdę to ślad po sobie zostawię. Na nauce muszę się przynajmniej w najbliższym czasie skupić, później już powinno być z górki. :)

Kinga