"Lepiej nic nikomu nie opowiadajcie. Bo potem zaczniecie tęsknić."
"Buszujący w zbożu", czyli książka dla buszujących, buntujących się szajbusów, o której każdy szanujący się mól książkowy słyszeć musiał. Powieść opowiadająca o młodzieży, dla młodzieży i przez młodzież czytana. Opublikowana po raz pierwszy w 1951 roku, od razu wzbudziła mnóstwo kontrowersji. Albo się ją kocha, albo nienawidzi. Ja jestem tak pomiędzy.
Jako, że egzemplarz, który wypożyczyłam z biblioteki nie zawiera pobieżnego, zachęcającego do przeczytania, opisu fabuły, tak naprawdę czytałam tę książkę w ciemno. I szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, niestety, troszeczkę się zawiodłam...
Głównym bohaterem jest Holden Caulfield, który po raz kolejny zostaje wyrzucony ze szkoły, tym razem z Pencey, prywatnego liceum w Agerstown, w Pensylwanii. Jednak postanawia nie czekać do wiekopomnej środy, kiedy to ma znaleźć się w domu i ucieka w środku nocy, aby przez parę dni "buszować" po Nowym Jorku.
Pierwszym co rzuca się w oczy, jest styl jakim posługuje się Salinger, odczułam go miejscami jako bardzo kanciasty i wymuszony, jednakże przez większość czasu był po prostu przyjemny w odbiorze. Nawet wulgaryzmy, w które tekst obfitował mnie nie drażniły (co zdarza się niezwykle rzadko!), ale to pewnie dlatego, iż były odpowiednio dopasowane do sytuacji i dzięki temu wypadały bardzo naturalnie.
Zdumiewa mnie to, w jaki sposób autor wykreował postaci, nawet te które pojawiają się na chwilę łatwo zapamiętać, a większość z nich wydaje się pełna życia i energii, co oczywiście sprawia, że lektura staje się miła, lekka i przyjemna. Najbardziej upodobałam sobie Jane, której niestety tak naprawdę poznać nie było mi dane, czytałam tylko o tym jak wspomina ją Holden. Wkurzyłam się na niego, ponieważ co parę stron stwierdzał, że powinien do niej dryndnąć, po czym oświadczał, że nie ma nastroju. I tak było dosłownie za każdym razem! Możecie sobie tylko wyobrażać, jak bardzo mnie to irytowało.
Poza tym, zawsze myślałam, że "Buszujący w zbożu" opowiada o miłości i o wolności, a co za tym idzie, o buncie. Miłości nie było, wolność była, ale w kwestii buntu to bym się kłóciła. Spodziewałam się czegoś więcej po książce tak przez niektórych doszczętnie zjechanej i znienawidzonej, a przez innych uwielbianej, a nawet kochanej. Choć może to też wynikać z faktu, że żyjemy teraz w innych czasach i to co ludzi szokowało 63 lata temu, nas już nawet nie dziwi. Mimo wszystko, "Buszującego w zbożu" będę wspominać jako miłą i niezobowiązującą lekturę, dającą chwilę wytchnienia i możliwość złapania świeżego powietrza. Zapraszam Was do "pobuszowania" razem z Holdenem.
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 304
Przeczytane: 01.02.2014r.
Moja ocena: 7/10
Książkę bardzo miło wspominam, ale dzieło to to nie jest:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się. :-)
UsuńJa ją mam na półce od dłuższego czasu, jednak ilekroć zabieram się do czytania, to coś mnie odpycha i odkładam książkę z powrotem na półkę :(
OdpowiedzUsuńW takim razie musisz się w końcu zmobilizować! Też mam taką sytuację z paroma książkami, które już pewnie od roku zalegają na półce, więc doskonale Cię rozumiem. :-)
UsuńKiedyś ją czytałam, lecz już nie pamiętam za bardzo jej fabuły, więc przydałoby się ją odświeżyć.
OdpowiedzUsuńJa już raczej do "Buszującego..." nie powrócę. :)
UsuńOch,mam olbrzymi sentyment do tego tytułu. Czytałam książkę w gimnazjum, była wtedy moim ulubionym tytułem. Kiedy zainteresowałam się autorem, okazało się, że mieszkał przez kilka miesięcy w moim mieście wojewódzkim - Bydgoszczy. Pracował w rzeźni. Oczywiście można znaleźć tablice upamiętniające jego pomieszkiwanie w Bdg :)
OdpowiedzUsuńOo. A o tym to nawet nie wiedziałam... ;)
UsuńNigdy nie miałam okazji przeczytać:/
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze okazja się nadarzy. :)
UsuńOooo, widzę, że sięgnęłaś po jedną z pozycji, które niedawno "polecałam" do przeczytania. "Buszujący w zbożu" jest specyficzną książką, i tak jak napisałaś, albo się ją pokocha, znienawidzi, lub właśnie będzie się po środku. Jednakże pozostawia po sobie ślad... Ja, jak przeczytałam ją, to miałam wrażenie, że jest czymś nowym, świeżym i nie przygniata swoją formą. Jak poprzednicy, miło wspominam jej lekturę i wydaje mi się, że gdy sięgnę po nią po raz drugi, to to wrażenie świeżości dalej będzie się nad nią unosić (przynajmniej mam taką nadzieję ;))
OdpowiedzUsuńTaaak, właśnie Ty mnie najbardziej zachęciłaś do BWZ. :D
UsuńI mam nadzieję, że to wrażenie świeżości będzie Ci towarzyszyć, ja raczej po tę powieść drugi raz nie sięgnę. :>
Mi książka się nie podobała. Strasznie się przy niej męczyłam. Może nie potrafię odebrać sesnu powieści...? Nie wiem.
OdpowiedzUsuńTak bywa. Ja też czasami trafiam na książki, które każdemu się podobają, ludzie czytają w nich między wierszami, a ja tam nie widzę żadnego drugiego dna. :P
UsuńTo była jedna z tych lektur szkolnych, które naprawdę bardzo mi się podobały.
OdpowiedzUsuńMnie książka przypadła do gustu - czytałem ją kilka razy i nadal jestem pod wrażeniem.
Nie czytałam, ale pewnie w przyszłości przeczytam.
OdpowiedzUsuńOby. :-)
UsuńKsiążka leży na półce i czeka na swój czas... W końcu trzeba się za nią zabrać:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :-)
Usuńchętnie przeczytam, mam nadzieję że mi się jednak spodoba : )
OdpowiedzUsuńMi się podobała, tylko znowuż nie aż tak bardzo bardzo jak chciałam żeby mi się podobała, ale Tobie się pewnie też spodoba. :D
UsuńCałkiem niedawno miałam okazje przeczytać i muszę stwierdzić, ze tak jak ty jestem po środku, z jednej strony mi się podobała a z drugiej nie. Akurat dla mnie bohaterzy nie zapadli mi w pamięć, tylko Holden, Jeny (tak, mnie tez nieustannie denerwowało, że do niej nie zadzwonił) i Pheobe, innych niestety nie pamiętam ;/ Może kiedyś jeszcze raz przeczytam "Buszującego..." i odbiorę go w inny sposób, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńHoldena tak średnio lubię, znaczy - nic do niego nie mam, aczkolwiek czegoś mi w nim brakuje, tylko nwm jeszcze czego... A Pheobe bardzo udana. :D
UsuńZ Holdenem mam to samo, bardzo mieszane uczucia... A Pheobe była chyba najlepszą postacią, miała coś w sobie :)
UsuńKiedyś przeczytałam, a przynajmniej do któregoś momentu doszłam, jednak nie zostawiła we mnie nic, chciałabym wrócić, w ogóle całego tego Salingera zbadać, bo wiem, że ma też inne, ciekawie zapowiadające się tytuły. A z historii Holdena praktycznie nic nie pamiętam...
OdpowiedzUsuńInnych książek Salingera też jeszcze nie zbadałam, ale będzie trzeba to koniecznie zrobić, może któraś mnie zachwyci... :D
UsuńPodobnież ma cudowne, amerykańskie zbiory opowiadań. Chyba na to się najbardziej nastawiam. ;-)
UsuńMiło, a nawet bardzo miło, wspominam tę książkę. Dałam jej chyba tyle samo, ale jakoś tak... czytałam ją w ostatnich dniach czerwca, więc kojarzy mi się z ciepłem, wolnymi dniami i długimi wieczorami :D
OdpowiedzUsuńOo. Ale masz ciepłe wspomnienia, nie to co ja. :o
UsuńJeszcze nie przeczytałam, chociaż stoi na mojej półce:) Myślę że niedługo nadejdzie na nią odpowiedni czas :>
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję. :)
UsuńZastanawiam się czy zrozumiałaś cały przekaż tej powieści. A jest tu wiele wątków: Holden to młodość, bunt przeciwko systemowi szkolnemu, nałożonym na niego klatkom, a poza tym wieeeele innych spraw - pisałam o nich u siebie.
OdpowiedzUsuńhttp://basiapelc.blogspot.com/2013/06/buszujacy-w-zbozu-jerome-david-salinger.html#more
Cieszę się, że ją przeczytałaś i jej nie znienawidziłaś, bo jest warta uznania, buziak.
Sama się zastanawiałam czy dobrze BWZ zrozumiałam, ale wydaje mi się, że tak, po prostu do mnie nie trafił aż tak bardzo jak do innych. A Twój tekst już czytałam, dawno temu. :P
UsuńJuż od jakiegoś czasu mam ją na oku, może w końcu ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad nią parę razy, ale jak na razie nie wpadła mi w ręce, a mimo wszystko jakoś nie do końca jestem do niej przekonana. Tak więc może kiedyś... ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam do przekonania się na własnej skórze. :)
UsuńDobrze wspominam czas spędzony z tą książką. Nigdy takich nie czytałam, więc sądziłam, że raczej mi się nie spodoba, ale jednak coś mnie w niej tknęło..
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń