Na podstawie obserwacji, proszę, nie bierzcie tego aż tak do siebie.
Celem tego posta jest to, abyście zastanowili się trochę nad swoim czytelniczym życiem...
Czasami odnoszę wrażenie, że blogosfera gdzieś się zgubiła, nie mówię oczywiście o wszystkich, ale jednak o większości. Zgubiła się wśród wydawniczych nowości, comiesięcznej rutynie i recenzjach pisanych według określonego schematu...
Więc pytam.
Po co Wam podsumowania co miesiąc?
Okej, tak, tak, rozumiem, że dobrze jest wiedzieć ile się przeczytało, fajnie jest pochwalić się wynikami i wzrastającymi statystykami, ale jaki ma to sens?
Potencjalnego czytelnika nie interesuje ile Ty, blogerze, będziesz czytał każdego dnia stron i czy pochłoniesz książek parę, czy paręnaście. Naprawdę lubię cyferki, lubię matematykę, ale gdy jest ich za dużo to też niedobrze.
W czym nowości są lepsze od starych książek?
Bo co? Bo mają piękną szatę graficzną? Tylko tyle, bo przecież treści to one w ogóle nie mają. Nie wszystkie, ale większość. Mi samej zdarza się sięgać po najnowsze lektury na rynku i nie widzę w tym nic złego, ale proszę, wracajmy też do tych zapomnianych dzieł. Nowe nie znaczy lepsze. Podobno książki żyją tylko wtedy, gdy są czytane (nie pamiętam już gdzie to słyszałam), a więc te napisane parędziesiąt lat temu też potrzebują nowego życia, czyli nowego czytelnika. One nie chcą być na strychu pod stertą niepotrzebnych już gratów. Tak, uważam, że książki mają duszę. Duszę, którą autor im zaprojektował.
Czy recenzje mają... schemat?
Gdzieś kiedyś trafiłam na wypowiedź blogerki, która napisała, że pisze recenzje według wzoru. Smutne, ale prawdziwe. Zmęczyło mnie odwiedzanie blogów, gdzie co drugi tekst jest do siebie podobny. Nie interesuje mnie akcja, kreacja bohaterów itp. Interesuje mnie to, co czytelnik czuł zatapiając się w lekturze. Jakie emocje, jakie wrażenia, jakie odczucia. Uwierzcie, że nawet najgorszy gniot ma w sobie coś, co warto zapamiętać. Dla mnie książki są jak ludzie. Z jednymi się dogadasz, a z innymi nie. Ale każda z nich pozostawia po sobie ślad.
Najpierw książka, potem film?
 |
http://weheartit.com/ |
Skąd ta zasada?
To, że przeczytasz książkę i za trzy lata dowiesz się o tym, że powstała ekranizacja, pójdziesz do kina i obejrzysz, to wcale nie czyni cię lepszym. Większość twierdzi, że oglądając najpierw film psujemy sobie przyjemność z czytania, albo nawet już nie sięgamy po wersję papierową. Dobra, ale czytając jako pierwszą książkę psujemy sobie przyjemność z oglądania. Logika?
Chcesz najpierw obejrzeć ekranizację? Nie ma problemu, nikt cię przecież za to nie zastrzeli.
Kochani, róbmy tak, jak nam się podoba.
Ilość a jakość?
Co się stało z czytaniem tylko i wyłącznie dla przyjemności? Teraz czytamy szybko, nie zagłębiając się w treść, pobieżnie albo same dialogi, bo przecież trzeba skończyć (przykładowo) do wtorku, napisać recenzję, opublikować... Byle szybciej, żeby mieć to już z głowy. A może warto się na chwilę zatrzymać? Gdzieś w tym tłoku zniknęły nasze ukochane książki. Zniknęło odkrywanie paręnaście razy tych samych stron. Zniknęły egzemplarze tylko nasze - pomazane ołówkiem, którym zaznaczamy cytaty, złote myśli i kreślimy zdania na marginesach. Z pozaginanymi stronami i śladami wielokrotnych powrotów. A tutaj nasuwa się pytanie...
Czy dbamy o książki?
Jak wspomniałam wyżej, nie widzę nic złego w zaginaniu kartek. Bardzo często czytam w wannie, nie przeszkadza mi to, że strony są później pomoczone i przesiąknięte parą (wyschną przecież). Ale oprócz tego dbam. Staram się przynajmniej.
Wracając jednak do poprzedniego tematu...
Jak udaje wam się czytać tak dużo?
Cały dzień siedzicie z książką przed nosem? Często wydaje mi się, że co poniektórzy blogerzy żyją tylko i wyłącznie swoim blogiem. Macie jakieś życie poza nim? Pewnie tak... Nie widzę nic złego w tym, żeby zrobić sobie przerwę od czytania. A większość traktuje to jako grzech śmiertelny albo największą zbrodnię. Dlaczego? Książki to pasja, nie wolno się do niej zmuszać. Ja też bardzo często nie mogę znieść nawet jednej strony więcej, czuję jakbym była już tym wszystkim zmęczona. Przez większość swojego życia nie czytałam i odkąd zaczęłam bardzo się zmieniłam, a jednak nie mam nic do osób, które nie znajdują przyjemności w dobrej powieści. Nie wszystko jest dla każdego. Poza tym, nie sądzicie, że gdyby każdy czytał świat byłby nudny?
 |
http://weheartit.com/ |
A co ze statystkami?
Podobno są bardzo niskie. Coraz mniej ludzi czyta i tak dalej...
Powiem wam coś - mam gdzieś statystki. Mnie ktoś badał?
No właśnie.
Wystarcza mi świadomość, że w moim otoczeniu ludzie czytają. Że dzielą się ze mną swoimi wrażeniami. Że pytają, co mogę im polecić. Że rozmawiają ze mną o książkach. Wystarcza mi widok coraz to nowych twarzy w bibliotece. I to napełnia moje serce szczęściem.