niedziela, 19 stycznia 2014

Magiczny kącik - na te i inne tematy

Książka, a okładka...

Okey, więc tak, jestem pewna, że każdy z nas powtarza słynne zdanie "nie oceniaj książki po okładce", a tak serio, kto się do tego stosuje? Łapka w górę! No niestety, ja łapki na pewno nie podniosę. Książek po okładkach nie ocenia się tylko i wyłącznie z zasady, a jakie ma to odniesienie w praktyce? 

Wyobraź sobie taką sytuację, jesteś w bibliotece, poszukujesz jakiejś miłej, odprężającej opowieści na nudny, zimowy wieczorek, kierujesz się ku półeczce gdzie takowe pozycje znaleźć można i ... co? Przeglądasz najpierw te, które mają ładne okładki!
Przeglądając zapowiedzi na dany miesiąc lub też nowości wydawnicze, pierwsze co sprawdzamy to te, które intrygują tytułem, opisem i oczywiście... okładką!  
Tego uniknąć się nie da.

W istocie, oprawa graficzna ma przyciągać wzrok i swoje zadanie spełnia w zupełności, wiec kto by narzekał. ;-) Chociaż, trzeba przyznać, czasami strasznie za nos zwodzi, bo okazuje się lepsza od samej książki. Przykład? "Dom Nocy" - seria katorga. Albo jeszcze inne tego typu paranormale.    
Ja osobiście uwielbiam okładki książek sióstr Bronte, wydane w ostatnim czasie nakładem wydawnictwa MG, nie to że się podlizuję czy coś, ale są naprawdę świetne, tajemnicze takie, aż chce się czytać; twarda oprawa i duża czcionka, dziękuję, dziękuję, dziękuję! Chociaż jest jeden minus - cena, dobra, może lepiej nie będę Was straszyć. :D 
Ostatnio uświadomiłam sobie, że "Przędzę" to kupiłam tylko i wyłącznie ze względu na okładkę, która jest przecudowna, mieni się, odbija światło itd., ale to co w środku, no cóż, ekhem, dobrze, że już nie zaśmieca mi półki, swoją drogą, ciekawe czy będzie druga część, ktoś wie coś na ten temat? :P
Więc jak już się pewnie domyśliliście, lubię trzymać w rękach pięknie oprawione książki i w ogóle, i w szczególe, ale nie przeszkadza mi czytanie tych rozpadających się niejako w rękach z fruwającymi stronami. Szczerze? Lgnę do takich jak najbardziej, coś mnie do nich przyciąga. Mojego egzemplarza "Dumy i uprzedzenia", który jest tak zmasakrowany, że aż szkoda słów, nie oddałabym nikomu i nie zamieniła na nowy. Serio. Takie książki mają, hm, duszę? Strasznie dziwne jest to uczucie gdy trzyma się je w rękach... Chyba tylko książkoholicy są w stanie to zrozumieć. I nie za bardo lubię nowe książki, wolę te czytane razy piętnaście, z pozaznaczanymi ołówkiem cytatami. Coś niezwykłego! *.*     
Pamiętam, że kiedyś wypożyczyłam z biblioteki "Kocham Cię, Danny" - najlepszy przykład na to, że nie powinniśmy kierować się okładką, która jest tak obrzydliwa, że patrzenie na nią to psucie sobie oczu.^.^ 
No i jestem zauroczona oprawą "Przeminęło z wiatrem. Od bestselleru do filmu wszech czasów" - ale to tylko ze względu na to zdjęcie Scarlett i Rhetta. *.*

A jak jest z Wami? Macie jakieś ciekawe okładkowe przeżycia? 

25 komentarzy:

  1. Ja często zwracam uwagę na okładkę, ale mało kiedy się nią kieruję. Przykładem mogą być "Wybrani" - okropna okładka, ale opis tak mnie zachwycił, że kupiłam tak na prawdę w ciemno, bez czytania jakichkolwiek recenzji. Kolejnym przykładem mogą być "Szepty zmarłych". O Boże. Jak moja koleżanka znalazła ją w bibliotece, to aż się krzywiłyśmy na widok okładki. A skończyło się na tym, że wyszłam z nią z biblioteki i pokochałam całą serię oraz Beckett'a.

    Również lubię czytać takie zniszczone książki. Rzeczywiście wydaje się, że one mają duszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę kupiłaś W przed przeczytaniem jakichkolwiek recenzji? Swego czasu blogosfera poszalała na punkcie tej książki, gdzie nie zerknęłam tam byli Wybrani. :P Ale okładka rzeczywiście brzydka, za to samą powieść chętnie bym sobie przeczytała. :-)

      Usuń
    2. Ale to szczerze powiedziawszy nie pierwsza i nie ostatnia książka, z którą tak postąpiłam :P Do tej pory większość książek, które kupuję po prostu uwiodły mnie opisem i nawet nie czytam recenzji, bo wiem, że i tak ją kupię i tak. Najwyżej później je czytam i porównuję ze swoimi odczuciami.
      Tak jest z wieloma książkami. Np. z powieściami Greena to samo.
      Gorąco polecam! :D

      Usuń
    3. Greena chłonę całą sobą, ubóstwiam jego twórczość, cudo! :D A wiesz, że w czerwcu Bukowy Las wydaje kolejną jego powieść? :-)

      Usuń
  2. No i tu muszę się z Tobą zgodzić. Jestem jedną z tych osób, które w bibliotece kierują się okładką... Nie zawsze wychodzę na tym dobrze, ale trzeba sobie radzić. ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem wzrokowcem, więc też zwracam uwagę na okładkę a potem na zarys fabuły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham piękne okładki! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdarza mi się wypożyczać książki z biblioteki z powodu okładek. Owszem. Często dlatego, że do mieszkam na wsi i do biblioteki jeżdżę do miasta oddalonego 25 od mojego Zadupia Wielkiego. Nie jeżdżę tam zbyt często, więc zazwyczaj wypożyczam tam olbrzymie ilości książek(które nie zawsze czytam, ale to się wytnie) i jeśli spodoba mi się okładka to biorę :D Jeśli zainteresuje mnie opis z tyłu to wypożyczam. Ogólnie to zwracam uwagę na okładki, nie powiem, że nie. Np. niesamowicie odstraszała mnie okładka "Miasta kości" i po prostu nie mogłam się wziąć ze tę książkę. W końcu dałam radę - i się zakochałam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mieszkam w Wielkim Zadupiu gdzie nic praktycznie nie ma. :< Ale biblioteka na szczęście jest niedaleko, no i szkolna jeszcze zawsze pozostaje do dyspozycji, więc jakoś sobie radzę. :-) Ahaha, mnie okładka MK też strasznie odpychała, piąteczka, ale w końcu się przełamałam i przeczytałam, jak się okazało, było warto, co prawda nie jest to seria wysokich lotów, ale nadal pozostaje miła, lekka i przyjemna. Te nowe wydania są o wiele ładniejsze. :)

      Usuń
  6. W końcu każdy człowiek jest wzrokowcem i to niezależnie od płci. Niestety, gdy widzę piękne okładki, to budzi się we mnie nadzieja, że zawiera coś wartościowego. Gdy okazuje się totalnym gniotem to powtarzam sobie, że nie będę wybierać książek po okładce, jednakże to postanowienie znika w momencie przekroczenia świątyń (księgarnia, bteka).
    Ale to jeszcze nic. Mam ochotę podciąć sobie żyły, gdy widzę moją ukochaną książkę z zmasakrowaną (przez grafika) okładką... Nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie jestem projektantką, grafikiem książkowym...
    Powracając do treści. Dom Nocy nie jest jakoś wysokich lotów, ale ma to coś w sobie, to mnie do niej ciągnie. To przez okładkę pierwszej części zabrałam się za jej lekturę :P
    Ostatnio zakochałam się w okładce Wichrowych Wzgórz Emily Bronte. No normalnie mistrzostwo i jak poznam sprawcę tego projektu, to padnę do nóżek. ;). Przez to tak się napaliłam na Wichrowe Wzgórza, że muszę ją mieć! ;D
    Okładka Przędzy bardziej podoba mi się w internecie niż w księgarni. Gdy widzę tą pozycję na sklepowych półkach to omijam ją szerokim łukiem ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie tak samo! :33 Ostatnio wypożyczyłam z biblioteki "Szept morza" bo skusiła mnie okładka, przejrzałam książkę uważnie w domu, przeczytałam jedną recenzję i stwierdziłam, że nie będę się denerwować, jutro oddam. :P
      Rzeczywiście szkoda, bo masz do takich rzeczy żyłkę, wystarczy spojrzeć na ten piękny nagłówek mojego bloga! Naprawdę śliczny! *.*
      Ja żywię nadzieję, że jakieś w miarę porządne wydawnictwo wyda kiedyś pięknie Przeminęło z wiatrem w twardej oprawie i z dużą czcionką, aby dobrze się czytało. Ale to chyba płonne nadzieje. :<
      Okładkę WW mam ustawioną jako tapetę monitora i dzisiaj zamierzam sobie wrzucić na tel., jestem nienormalna. :P

      Usuń
  7. Zwracam uwagę na okładki, choć kieruję się recenzjami. Ważniejsze jest dla mnie wnętrzne książki, nie potrzebuję powieści, by dobrze prezentowały się na półce. W pełni się z Tobą zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam piękne okładki, ale nic nie rozczarowuje tak, jak pięknie wydana marna książka.

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie okładka nie decyduje o tym co przeczytam, a co nie, jednak ma wielki wpływ na odbiór książki. I przede wszystkim na oczekiwania.
    Zawsze miło mieć na półce powieść, która stanie się ozdobą dzięki pięknej oprawie. Np. okładki "Delirium" czy wspomnianych wyżej "Wichrowych wzgórz" :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, okładka D jest przecudowna, fajnie, że ktoś oprócz mnie ją docenia, bo ostatnio jak zauważyłam, to nikomu za specjalnie się nie podoba. :-)

      Usuń
  10. Ja idąc do biblioteki często pytam samej bibliotekarki co mi poleci, i wtedy zdarza się często jakaś paskudna okładka, ale to co znajduję w środku to złoto. Dzięki temu nauczyłam się nie oceniać ksiązki po okładce, bo tak, jak napisałaś wiele też nowych paranormal romance kuszą znakomitymi okładkami, ale w środku zazwyczaj dno. Ale cóż, stworzeni jesteśmy tak, że i tak nasz wzrok będą przyciągać piękne okładki, trzeba wiedzieć na co się skusić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pytam często pani bibliotekarki, osoba nie do zastąpienia.:-)

      Usuń
  11. Niby najważniejsze jest to, co w środku, ale tak jak napisałaś, to okładka najpierw przyciąga wzrok. Lubię okładki "Klątwy tygrysa", a sama seria jest przeciętna. Bardzo podobają mi się też wewnętrzne, sztywne, okładki serii "Ulysses Moore" stylizowane na stare. Pięknie oprawione są też powieści Zafóna, ale w tym przypadku zgadza się to z treścią - ta również zachwyca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Klątwy tygrysa" nie czytałam i nie zamierzam, bo wydaje mi się, że książkę bym skrytykowała, a tego robić nie chcę. :) A oprawy powieści Zafóna rzeczywiście czarują. :)

      Usuń
  12. Hm... Ja chyba jestem największą ignorantką jeżeli chodzi o czytanie opisów z tyłu :) Mianowicie - kiedy idę kupić książkę, albo wypożyczyć, to najpierw patrzę na okładki. Z reguły mam tak, że moje wybory są trafione i naprawdę rzadko się zawodzę na książkach (w ciągu ostatniego pół roku była tylko jedna taka książka "Globalia"). Potem dopiero patrzę albo i czasami nie, na opis fabuły. Nie zwracam na niego większej uwagi, bo lubię jak książka mnie zaskoczy. Jeszcze nie było takiej książki, której opis bym przeczytała w całości przed sięgnięciem, jeśli czytam to bardzo pobieżnie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahaha, witaj w klubie, też zazwyczaj tylko pobieżnie zerkam, tłumacze to sobie w ten sposób, że "nie chcę się zbyt dużo dowiedzieć". :P

      Usuń
  13. Cóż, na dobrą sprawę okładki to jeden z głównych chwytów marketingowych stosowanych przez wydawców. Można się złapać na piękne oczy (jak to było z Naznaczoną - i ja niestety złapałem się na okładce), za to wnętrze bywa potworkowate. Czasem jest tak, że i okładka, i treść to dwa wielkie potworki. Niemniej jednak zwykle staram się nie zwracać uwagi na okładki, ale bardzo często jest tak, że książki z wizerunkiem obejmującej się pary na wierzchu odkładam bardzo szybko na półkę.
    Pozdrawiam
    + zapraszam na nową reckę Władcy Much Goldinga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, oceniam po okładce tych, które nie znam, ale polecone ze studiów czy klasykę biorę w ciemno. Miło gdyby miały one i ładną okładkę...

    OdpowiedzUsuń
  15. Czasem ciężko zabrać mi się za czytanie książki, która jest bardzo zniszczona bądź wygląda nieestetycznie. Tak już mam, że ukochałam sobie piękne wydania i okładki!

    OdpowiedzUsuń
  16. Okładka "Przędzy" rzeczywiście jest śliczna. Kierowania się wyglądem okładek nie da się uniknąć. Czasami kiepsko na tym wychodzimy, no ale cóż... Jakichś szczególnych przeżyć z tym związanych nie pamiętam, ale pewnie zdarzyło mi się kiedyś coś takiego. ;P W każdym razie częściej niż sięgać po książki ze względu na ładną okładkę zdarza mi się rezygnować z nich ze względu na tą niezbyt zachęcającą. Też lubię takie stare książki. :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz.
Proszę o zachowanie kultury.
Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga_godowska@wp.pl lub kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!