"Skoro nie możesz powiedzieć prawdy ludziom, na których najbardziej ci zależy, w rezultacie samego siebie też oszukujesz.”
Zawsze gdy zaczynam pisać recenzję słowa same układają się w wyrazy, a wszystkie literki wystukane w klawiaturze komputera tworzą spójną całość. A tu... pustka. Nie potrafię w pełni ubrać tego co myślę w słowa i mam nadzieję, że mi to wybaczycie i uda mi się zachęcić tych, którzy jeszcze po „Dary Anioła” nie sięgnęli, ale najpierw przybliżę treść.
"Ale właśnie o to chodzi. Kiedy kochasz nie masz wyboru.”
Tysiące lat temu, Anioł Razjel zmieszał swoją krew z krwią mężczyzn i stworzył rasę Nephilim, pół ludzi, pół aniołów. Mieszańcy człowieka i anioła przebywają wśród nas, ukryci, ale wciąż obecni, są naszą niewidzialną ochroną.
Nazywają ich Shadowhunters.
Shadowhunters przestrzegają praw ustanowionych w Szarej Księdze, nadanych im przez Razjela. Ich zadaniem jest chronić nasz świat przed pasożytami, zwanymi demonami, które podróżują między światami, niszcząc wszystko na swej drodze.
Ich zadaniem jest również utrzymanie pokoju między walczącymi mieszkańcami podziemnego świata, krzyżówkami człowieka i demona, znanymi jako wilkołaki, wampiry, czarodzieje i wróżki.
W swoich obowiązkach są wspomagani przez tajemniczych Cichych Braci. Cisi Bracia mają zaszyte oczy i usta i rządzą Miastem Kości, nekropolią znajdującą się pod ulicami Manhattanu, w której leżą martwe ciała zabitych Shadowhunters.
Cisi Bracia prowadzą archiwa wszystkich Shadowhunters, jacy kiedykolwiek żyli. Strzegą również Mortal Instruments, trzech boskich przedmiotów, które anioł Razjel powierzył swoim dzieciom.
Jednym z nich jest Miecz. Drugim Lustro. Trzecim Kielich.
Od tysięcy lat Cisi Bracia strzegli Mortal Instruments.
I było tak aż do Powstania, wojny domowej, która niemal na zawsze zniszczyła tajemny świat Shadowhunters. I mimo że od śmierci Valentine`a, Shadowhuntera, który rozpoczął wojnę, minęło wiele lat, rany, jakie zostawił, nigdy się nie zabliźniły.
Od Powstania minęło piętnaście lat. Jest upalny sierpień w tętniącym życiem Nowym Jorku. W podziemnym świecie szerzy się wieść, że Valentine powrócił na czele armii wyklętych.
A Kielich zaginął...
"Chciałbym Cię nienawidzić. Chcę Cię nienawidzić. Próbuję Cię nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym Cię nienawidził. Czasami myślę, że Cię nienawidzę, a potem Cię spotykam i...”
Jak pewnie zauważyliście zawsze zwracam uwagę na okładkę, chociaż książki nie powinno się po niej oceniać, czego oczywiście nie robię, po prostu lubię ładną i przyjemną dla oka oprawę graficzną. A tu... no nie oszukujmy się, ten ktoś to istna karykatura! Do opisu, którego tutaj nie przytoczyłam też mam trochę zastrzeżeń, ale będzie lepiej jak powstrzymam się od komentarza. Środek. Jak najbardziej mnie usatysfakcjonował, zdarzały się literówki, no ale.. dobra kończę ten monolog.
Początek nie był obiecujący, na moje szczęście bardzo szybko się to zmieniło i zostałam wciągnięta w wir niezwykłych i nierealnych wydarzeń. Od książki nie mogłam się oderwać i zarwałam nockę, ale co tam, czego się nie robi dla dobrej książki. Tak więc, było warto. Nie potrafię powiedzieć co tak bardzo podoba mi się w tej historii. Nocni Łowcy, wampiry, wilkołaki, wróżki, czarodzieje to wszystko to tylko wytarte schematy, ale tutaj odnalazłam coś czego nie znalazłam w innych książkach tego typu. I co tu dodać? Prawda jest taka, że pokochałam tą głupią historyjkę i sama nie wiem czemu.
Klimat. Bohaterzy. Wszystko było cudowne. Tak dobre, że nie potrafię tego opisać słowami.
W sumie „Miast popiołów” to wspaniała książka, która pozwoli odpocząć od codziennych spraw i nie wypuści dopóki jej nie skończysz.
Wydawnictwo: MAG
Stron: 442
Przeczytane: 31.05.2013r.
Moja ocena: 9/10