sobota, 29 czerwca 2013

"Wichrowe wzgórza" - Emily Brontë

Poznaj niszczycielską siłę zakazanej miłości


Do sięgnięcia po tę powieść przyczyniła się pewna wielce denerwująca osoba, która sprawiła, że będąc w bibliotece nie mogłam obok „Wichrowych wzgórz” przejść obojętnie. Akcja dzieje się na przełomie XVIII i XIX wieku do którego uwielbiam się przenosić czytając książki autorstwa Jane Austen, a „Wichrowe wzgórza” pokochałam tak samo mocno jak „Dumę i uprzedzenie”. 

 „Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!”

Przyznaję, że obrót co poniektórych spraw zaskoczył mnie i skora do zgłębienia dalszej historii czytałam dalej. Niestety na początku nie mogłam się wciągnąć, ale jak pisze w poprzednim zdaniu w pełni zostało mi to wynagrodzone. Możecie tylko próbować wyobrazić sobie moje zdziwienie kiedy zaczęło do mnie dochodzić, że losy Katarzyny i Heathcliffa będą rozgrywały się z perspektywy gospodyni Nelly, która całą opowieść opowiada dzierżawcy Lockwood`owi. Mogłam wtedy poczuć, że siedzę spokojnie pod kocykiem, z kubkiem herbaty i przenoszę się wiele lat wstecz do mrocznych wrzosowisk Yorkshire. 

Heathcliff to tyran, łotr, szatan wcielony i mogłabym tak określać go mnóstwem tym podobnych epitetów. Katy też nie jest na szczęście bez wad. Miałam obawy, że cały schemat będzie wyglądać tak: przystojny mężczyzna i najpiękniejsza na świecie kobieta zakochują się w sobie choć wcale nie powinni i tak dalej.. itp. A tu... takie miłe zaskoczenie. 

Największym plusem jest zakończenie, które nie jest cukierkowe jak można się z początku spodziewać. I dobrze. Bo gdyby tak nie było to książka straciłaby na swojej wadze, a moja opinia nie byłaby wcale, a wcale tak zachwalająca.

„Wichrowe wzgórza” polecam wszystkim NIE poszukującym mdłego romansu z sielanką na końcu. A jeśli chcesz właśnie czegoś takiego to nawet nie tykaj tej książki!

Ps. Przepraszam za to paskudne zdjęcie okładki, ale internet (co niezwykłe) nie posiada takiej w swoim zbiorze , jedynie na lubimyczytać znalazłam podobną, ale była takiej jakości, że już wolałam sama się pofatygować. :) 

Wydawnictwo: PIW
Stron: 399
Przeczytane: 28.06.2013r.
Moja ocena: 10/10

środa, 26 czerwca 2013

"Papierowe miasta" - John Green

Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz


Pierwszą wydaną książką Johna Greena nakładem wydawnictwa Bukowy Las była „Gwiazd naszych wina” - wnikliwa, cudowna, pełna humoru i głęboko poruszająca, która podbiła moje serce. Miałam podejrzenia, że John Green stanie się jednym z najbardziej cenionych przeze mnie pisarzy, więc na kolejną powieść jego autorstwa „Papierowe miasta” niecierpliwie czekałam. Niedługo po czerwcowej premierze obchodziłam urodziny tak więc możecie się domyślić co dostałam w prezencie. Jednakże zanim zaczęłam czytać, książka musiała odczekać swoją kolejkę na którą wpłynął fakt, że byłam pełna obaw i myśli iż mi się ona nie spodoba, a wrażenie o autorze tylko niepotrzebnie sobie zepsuję. Nic bardziej mylnego!

„Możesz się przekonać, jakie to wszystko jest sztuczne. Nie jest nawet na tyle trwałe, by je nazwać miastem z plastiku. To papierowe miasto.”

Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q - od zawsze jest zakochany we wspaniałej
koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum. Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.
Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?

"Margo zawsze kochała tajemnice. (...) Nigdy nie opuszczała mnie myśl, że być może kochała je tak bardzo, że sama stała się tajemnicą".

Już po pierwszych stronach uśmiech zajaśniał na mojej twarzy. Miło było wrócić do tego troszkę `filozoficznego` (jak ja to nazywam) przekazu, ale też bardzo trafnego i przystępnego w odbiorze. Historia oczywiście jest barwna, pełna humoru, szczegółowo dopracowana z nie do końca szczęśliwym zakończeniem, które gdy czytałam zastanawiałam się w myślach `Czy to jakiś żart?`.

Jednak zdecydowanie największym plusem są postaci. Myślicie zapewne, że tylko główni bohaterowie są pieczołowicie dopracowani? Nic z tych rzeczy! Tym pobocznym, mniej ważnym autor również poświęcił sporo uwagi. Są tak interesujące, a z każdym rozdziałem poznajemy je coraz bardziej, że po prosu nie da się ich nie lubić. Nie jeden raz potrafili mnie rozbawić.

Próbowałam się książką delektować wiedząc, że na kolejną będę musiała poczekać do września, „Szukając Alaski” na pewno zaszczyci moją półkę. Niestety nie udało mi się to, ponieważ zamiast czytać stronami, czytałam setkami, w tak szybkim tempie, że byłam na siebie za to zła i odkładałam lekturę na później.

„Papierowe miasta” polecam każdemu, ale na początek radzę zapoznać się z „Gwiazd naszych winą”. Myślę, że Pan Green mnie jak i innych swoich czytelników niejednokrotnie zaskoczy potencjałem i umiejętnościami. 


Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 393
Przeczytane: 25.06.2013r.
Moja ocena: 10/10

wtorek, 25 czerwca 2013

Liebster Blog Award

Już drugi raz zostałam nominowana do zabawy Liebster Blog Award, tym razem przez Pręguska. Dziękuję Ci! Jak mówiłam, znalazłam chwilkę i chętnie odpowiem na zadane przez Ciebie pytania. Może czegoś ciekawego się o mnie dowiecie? Zobaczymy. :)


"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.  Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań, otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


1. Jesteś w stanie opisać siebie jednym słowem?

Nie...żebym mogła siebie opisać potrzebowałabym do tego zadania dużej ilości słów.

2. Ulubiony zespół/wokalistka/wokalista/ oraz ich jej/jego piosenka?

Musisz być taka okrutna? Nie potrafię wybrać, słucham wszystkiego i jestem otwarta na nowe wrażenia muzyczne. Nie mam ulubionego zespołu/wokalisty. Ale mogę wymienić swoje ukochane piosenki: Eros Ramazzotti – Un Angelo Disteso Al Sole, Kase and Wrethov – One Life, Rihanna – Diamonds, P!nk – Just Give Me A Reason ft. Nate Ruess, Timati – Not All About The Money, Alex Hepburn – Under, David Guetta ft. Taped Rai – Just One Last Time, Nicki Minaj Freedom i jeszcze wiele innych, ale za długo by wymieniać... :D

3. Jakie masz inne zainteresowania prócz książek?
Moda i fotografia, chociaż ostatnio mniej mnie to interesuje. Lubię rysować, jeździć na rowerze i spacerować.

4. Jesteś szczęśliwa?

Chyba...tak.

5. Dobrze się uczysz/uczyłaś?

Dobrze się uczyłam i nadal dobrze się uczę. I w przyszłości obiecałam sobie, że nadal tak będzie.

6. Jakie jest Twoje największe marzenie? (opisz w jaki sposób chcesz je zrealizować)

Moim największym marzeniem jest zostanie onkologiem, ewentualnie pediatrą, dlatego, że chcę pomagać ludziom. Jak chcę je zrealizować? Na pewno ciężką pracą, nauką i wiarą w siebie, a także ogromnym zaangażowaniem...

7. Jesteś osobą tolerancyjną wobec muzyki? Tzn. nie masz nic do tego jeżeli Ty słuchasz metalu, a ktoś inny disco-polo czy raczej wolisz te osoby demoralizować?

Jestem osobą naprawdę tolerancyjną i nie wtrącam się w to kto czego słucha. Dla mnie nie ma to znaczenia, ważne jaki jest.

8. Co sądzisz o programach typu talent show np. Must Be The Music, Mam Talent, itp.?

Czasami gdy coś mnie zainteresuje to zerknę, ale zdarza się to bardzo rzadko.

9. Ulubiony film?

"Harry Potter", "Władca Pierścieni", "Titanic".

10. Lubisz zwierzaki?

Taak. Zwłaszcza swojego.

11. Jakie masz plany na wakacje?

Po pierwsze to przeczytać wszystkie książki, które sobie zaplanowałam. Po drugie to nadrobić zaległości z J. Angielskiego. Wszystko byłoby dobrze gdybym nie miała tak wielkich kłopotów z zapamiętywaniem słówek. A czy gdzieś pojadę to się jeszcze okaże. :)


Nominuję:



Pytania:

1. Czy w pełni akceptujesz siebie?
2. Jaka książka zmieniła Twoje życie?
3. Co lubisz robić w wolnym czasie?
4. Twoja pierwsza książka, którą przeczytałeś/aś dla siebie?
5. Ulubiona potrawa?
6. Zakładałeś/aś kiedyś Złote Myśli/ Pamiętnik?
7. Czy w pełni szanujesz poglądy innych?
8. Kupujesz czy wypożyczasz książki?
9. Masz swoje małe paranoje? (jeśli tak to jakie) (np. zawsze pijesz w tym samym kubku, śpisz tylko gdy drzwi w Twoim pokoju są zamknięte itd.)
10. Co najbardziej cenisz u ludzi?
11. Dokończ zdanie: Nie znoszę gdy... 

niedziela, 23 czerwca 2013

"Gra o Juliana" - Adele Griffin

Graj.
Albo zagrają.
Tobą.


Na tę książkę trafiła moja koleżanka, a później przeczytała druga i zawsze gdy byłam w ich towarzystwie wysłuchiwałam relacji na temat „Gry o Juliana.” No, więc musiałam się przekonać czy powieść rzeczywiście jest tak interesująca, zwłaszcza, że byłam do tego namawiana.

To był tylko żart. Elizabeth miała być naszą pożeraczką męskich serc. Dziewczyną, która uwiedzie tych wszystkich chłopaków, do których my nawet nie odważyłybyśmy się podejść w realu. Ale im więcej szczegółów dodawałyśmy do profilu Elizabeth, tym bardziej wydawała się rzeczywista…
Raye, nowa w liceum, chciałaby być taka jak Ella - najpopularniejsza dziewczyna w szkole, piękna, pewna siebie, uwodzicielska. Ale to co w realu jest niemożliwe, okazuje się łatwe w sieci. Aż za łatwe...
Sieć daje możliwości, o jakich się nawet nie marzyło. Można być każdym - wystarczy stworzyć fałszywy profil na Facebooku i już można flirtować z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole jako śmiała i kusząca Elizabeth.
Ale to co miało być fajną zabawą, wymyka się spod kontroli i zaczyna żyć własnym życiem. W wirtualnym świecie można grać sobą, innymi i o innych – aż gra zacznie grać tobą…
Co sprawia, że w Internecie jesteśmy odważniejsi niż w rzeczywistości? Skąd w nas chęć wykreowania swojego fikcyjnego wizerunku? A co jeśli ktoś zechce wykorzystać je przeciwko nam?

Zacznę od słowa napisanego tyle razy na okładce i tak mocno rzucającego się w oczy: facebook. Nie ma chyba teraz na świecie osoby, która nie słyszałaby o tym słynnym portalu społecznościowym. Prawda jest taka, że dzisiejsza młodzież (nie wszyscy) jest od niego uzależniona. A ja? Jasne, mam konto na fb, ale każdy kto mnie zna, dobrze wie, że jeśli wejdę na nie chociaż raz na tydzień to jest to rzecz niezwykła. Mnie to nie interesuje, a zamiast siedzieć przed komputerem, psuć sobie oczy i ciągle klikać `Lubię to!` wolę ten czas wykorzystać czytając dobrą książkę.

Książka ma bardzo ważny przekaz: to co wrzucisz do internetu już nigdy całkowicie nie zniknie, każdy może sobie to skopiować i zrobić z tym co zechce. Możne nie dawać po sobie znać przed parę dni, miesięcy, ale kiedyś wróci. Na pewno. Tak samo łatwo można założyć sobie konto na facebooku i podać się za zupełnie nieistniejącą osobę. Być każdym. Kim się tylko zapragnie. Ale to wszystko może w jednej chwili obrócić się przeciwko tobie...

A w szkole? Zawsze znajdzie się grupa tych bogatych, uprzywilejowanych, najpiękniejszych i najprzystojniejszych uczniów. Każdy chciałaby się z nimi przyjaźnić. Nikt nie chciałby być przeciwko nim, bo można tego gorzko pożałować.

Główna bohaterka nie była irytująca, ale czasami i tak miałam ochotę ją czymś trzasnąć w głowę aby przejrzała na oczy, a nie we wszystko ślepo wierzyła Elli. Dobrze, że później zmądrzała i mogłam ją spokojnie w duchu za to pochwalić, chociaż wiem, że właśnie takie było zamierzenie autorki od samego początku to miło było czytać jak zmieniała się Raye. Za to Natalię polubiłam od pierwszej strony, dziewczyna jako jedyna w tej książce miała głowę w której rozum nie zanikł. 
„Gra o Juliana” to powieść na jeden wieczór, ale warta uwagi. Myślałam, że mi się nie spodoba, że ją skrytykuję, a tu proszę... jakie miłe zaskoczenie. Uważam iż bardzo miło spędziłam przy niej czas, przyjemnie, a czytało się w zastraszającym tempie dzięki króciutkim rozdziałom. Nastolatki w szczególności powinny się z nią zapoznać, bo może wyciągną z niej jakieś wnioski i wyniosą coś wartościowego. A internet też dobrze byłoby czasem zamienić na real.


Wydawnictwo: Amber
Stron: 207
Przeczytane: 22.06.2013r.
Moja ocena: 8/10

piątek, 21 czerwca 2013

"Weronika postanawia umrzeć" - Paulo Coelho

Powieść dostała się w moje ręce dzięki mojej kochanej Weronice, którą przyciągną tytuł i postanowiła wypożyczyć ją z biblioteki. Bardzo dziękuję za pożyczenie mi tej książki, szkoda tylko, że ocena nie będzie pochlebna.

Umiera się na wiele sposobów:
z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu...
Umiera się nie dlatego by przestać żyć , lecz po to by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. Weronika postanowiła umrzeć bez wyraźnego powodu, bez żalu i bez patosu. Może dlatego, że gdy szukała łatwych rozwiązań, jej życie stało się mdłe jak potrawa bez przypraw, pozbawione odrobiny szaleństwa. A gdzie szukać szaleństwa, jeśli nie w domu wariatów, pośród tych, którzy zostali nim obdarzeni w nadmiarze? Weronika uczy się na nowo, poznaje samą siebie, zmartwychwstaje. Weronika chce żyć inaczej...

Spodziewałam się ładnie napisanej historii Weroniki, najlepiej w pierwszej osobie, poruszającej i pouczającej. A co dostałam? Powieść napisaną w nijaki sposób, dokładnie to w czasie trzecioosobowym co nie pozwala na nawet minimalne utożsamienie się z Weroniką. Co rozdział była inna postać, aż w końcu zaczęłam się zastanawiać co to wszystko ma wspólnego z losem tytułowej bohaterki. I moi drodzy... muszę dodać, że nie spodziewałam się książki przepełnionej tak nudnymi, tak monotonnymi, tak pustymi filozoficznymi rozważaniami autora, które pewnie były zamierzona na `mądre` i `pouczające`. Ja to czytałam żeby przeczytać, a i tak za parę minut już nic z tego nie pozostawało w mojej głowie. Nie dałabym rady tego skończyć gdybym od czasu do czasu nie przeszła parę linijek do przodu.

Teraz pytanie do tych, którzy czytali „Weronika postanawia umrzeć”. Czy tylko mi wszystkie postacie wydawały się ... hm puste, nierzeczywiste, bezbarwne? Na początku wszyscy jedynie czego chcieli to umrzeć lub na zawsze pozostać z zakładzie psychiatrycznym. A późnej pojawiła się Weronika...i nagle cud!Chociaż jest taka jak oni, doznaje olśnienia i po próbie samobójczej chce żyć. Tak, chce żyć! Ta zmiana była tak nagła, że aż niewiarygodna i śmieszna.
SPOJLER! SPOJLER! SPOJLER!
Po paru rozdziałach w skutek zatrucia tabletkami nasennymi dowiaduje się, że ma chore serce i najpóźniej za tydzień umrze i jak można się domyślić (oczywiście) przeżyje, a co.

"Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie uwagi. A teraz skupcie się na tej róży i pozwólcie, by objawiło się wasze prawdziwe JA.
- Co to jest prawdziwe JA?
- To kim jesteś, a nie to, co z ciebie uczyniono.”

Najważniejsze pytanie: Czy polecam? NIE, NIE i jeszcze raz NIE! Książka mi się nie podobała, nie znalazłam żadnej przyjemności w czytaniu jej i od innych powieści tego autora będę trzymać się z daleka. A tak na marginesie: to była tylko moja opinia, więc nikomu nie musi ona odpowiadać, a sądzę, że wiele osób będzie miało zupełnie przeciwne do mojego zdanie. Koniec i kropka. 

Wydawnictwo: Drzewo Babel
Stron: 213
Przeczytane: 18.06.2013r.
Moja ocena: 2/10

poniedziałek, 17 czerwca 2013

"[delirium]" - Lauren Oliver

Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś się wyleczyć?


Książka niewątpliwie zdobyła sporą popularność, więc musiałam sprawdzić co tak zachwyca czytelników. Recenzję piszę tak na `świeżo`, bo właśnie skończyłam czytać i jestem nią absolutnie oczarowana! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego co dostałam i jest to ogromny plus. I muszę przyznać, że ja też uzależniłam się od „Delirium", a z każdą kolejną stroną zapadałam coraz bardziej na chorobę `amor deliria nervosa`.

[miłość]

Mówili, że bez [miłości] będę szczęśliwa.
Mówili, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam. Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez
ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie.

Dawniej wierzono, że [miłość] jest
najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię [miłości] ludzie byli w stanie
zrobić wszystko, nawet zabić.

Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość]...

Według mnie książka zawiera pięknie skonstruowane i plastyczne opisy, które umilały czytanie Ani przez chwilę nie przynudzały. Bohaterzy też zdobyli moją sympatię. Nie będę pisać jacy to oni byli, a jacy nie byli. Po prostu świetni. I tyle. Co rzadko mi się zdarza – nie patrzyłam na numery stron i ile ich zostało do końca, nie patrzyłam na numery rozdziałów, które zaczynały piękne cytaty, fragmenty różnych utworów. Nie patrzyłam w, którym momencie jestem. Czytałam, a historia pochłaniała mnie coraz bardziej i głębiej. Ja ją widziałam oczami jak przewijające się kadry z filmów. Wszystko było takie rzeczywiste, jakby działo się naprawdę. Tu. Teraz. Czułam się jak Lena, a w mojej głowie nadal przewija się koniec książki, a w uszach odbija krzyk `Biegnij!`.

"Kocham cię. Pamiętaj. Tego nam nie odbiorą.”

I jeszcze to zakończenie będące jak strzał; nagły, przerażający i całkowicie niespodziewany. Pierwsze co uświadomiłam sobie po przeczytaniu ostatniego słowa na ostatniej stronie to `Dlaczego ja kupiłam tę książkę? Po co ją przeczytałam? Co mam teraz zrobić skoro nie mam kolejnego tomu!?` Tak, więc myślę, że to co pisze z tyłu okładki jest prawdą `...Delirium (...) sprawi, że błyskawicznie sięgniesz po kolejny tom!`. Nie sądziłam, że to się sprawdzi.

„Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”


Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 357
Przeczytane: 16.06.2013r.
Moja ocena: 10/10

sobota, 15 czerwca 2013

Stosik :)

Witajcie kochani! Dzisiaj chciałam przedstawić Wam książki, które ostatnio zawitały do mojej domowej biblioteczki.


"Papierowe miasta" - John Green. - Po przeczytaniu książki "Gwiazd naszych wina" z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej powieści autora i w końcu jest! Dostałam ją od mamy na urodziny. :)


"[delirium]" - Lauren Olivier. - Po tylu zachwalających recenzjach na temat tej trylogii nie wytrzymałam i w końcu kupiłam. Właśnie czytam, więc niedługo recenzja. :)


"Piękne istoty" - Kami Garcia & Margaret Stohl. - Wczoraj byłam u fotografa i w trakcie czekania na zdjęcia, które były do wywołania zaszłam do księgarni. I tak jakoś wyszło... :)


Plus jeszcze dostałam zakładkę, którą to tutaj widzicie :) Jestem z niej bardzo zadowolona, bo jest śliczna! :D

czwartek, 13 czerwca 2013

"Niebo jest wszędzie" - Jandy Nelson

"To jest nasza historia i my ją opowiadamy”

Na książkę wpadłam zupełnym przypadkiem gdy weszłam do biblioteki, zwykłym zbiegiem okoliczności rzuciła mi się w oczy, bo była przechylona na jednej z półek. Nie zapoznałam się nawet z opisem, bo pamiętałam wiele entuzjastycznych recenzji na jej temat więc wzięłam.

Siedemnastoletnia Lennie jest załamana po niespodziewanej śmierci starszej siostry. Jedyną osobą, przy której czuje mniejszy ból, jest chłopak siostry, Toby, który cierpi tak samo jak ona. Są ze sobą coraz częściej, coraz bliżej. Nic nie mogą na to poradzić – ani na potworne wyrzuty sumienia.
Wszystko staje się jeszcze bardziej trudne, gdy w szkole zjawia się nowy chłopak, Joe. A Lennie z przerażeniem odkrywa, że nie może przestać myśleć o jego czarnych oczach i miękkich ustach...
Czy można przeżywać żałobę i myśleć o chłopaku? Rozpaczać i równocześnie być tak szczęśliwą?
A może miłość jest właśnie po to, by nie dać się prześladować temu, co przepadło, i tylko trwać w zachwycie nad tym, co było...

"Chciałabym żeby mój cień wstał i szedł obok mnie."

Po przeczytaniu muszę powiedzieć, że powieść zaliczam do grupy `przyjemne czytadła` i nic poza tym. Nie była arcydziełem, ale nie była też zła. Bardzo dobra, ale na raz i na jeden wieczór. Myślałam, że może mnie wzruszy czy coś, ale nie udało się. Jak na razie tylko jedna książka to uczyniła i chyba ostatnia, a mianowicie jest to „Gwiazd naszych wina”. Polecam tak przy okazji.

Powieści o miłości są niezliczone ilości, te dobre i te złe, chyba więcej tych drugich, a ta nie wyróżnia się z tłumu. To co niewątpliwie najbardziej mnie irytowało (na początku) to niezdecydowanie głównej bohaterki, która sama nie wiedziała czego chce i jak ma dalej postępować, rozumiem – śmierć siostry i żałoba, ale to co ona potrafiła czasami `odwalić` przechodziło moje ludzki pojmowanie. Drugą rzeczą za, którą miałam ochotę udusić autorkę było słownictwo np: `niewiarykurnagodne`(i inne tego typu połączenia), `jasna kobyła`, `jesssu`, `WTF` itd. tak więc myślę, że język był na siłę podciągany pod młodzieżowy, czego ja najzwyczajniej w świeci nie trawię. Ale za to podobały mi się zwroty z francuskiego wtrącane w tekst.

Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o świetnej oprawie graficznej nie tylko okładki, ale też środka, czyli pierwszych stron rozdziałów i stron na, których zamieszczone były wiersze ułożone przez Lennie, wspomnienia. A te dodatki sprawiają, że czyta się szybko, miło i przyjemnie.

Komu polecam „Niebo jest wszędzie”? Na pewno tym, którzy chcą odpocząć i poczytać coś ciekawego, ale zdecydowanie nie tym oczekującym czegoś więcej od literatury. 


Wydawnictwo: Amber
Stron: 364
Przeczytane: 12.06.2013r.
Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 10 czerwca 2013

"Eragon" - Christopher Paolini

JEDEN CHŁOPIEC... JEDEN SMOK... ŚWIAT PEŁEN PRZYGÓD


"Ludzie mają irytujący zwyczaj pamiętania rzeczy, których nie powinni pamiętać.”

Myślę, że każdy kto mnie zna, a także czytelnicy mojego bloga wiedzą, a jeśli jeszcze nie to się właśnie dowiedzą, że literaturę fantasy darzę ogromną miłością, więc sięgnięcie przez mnie po „Eragona” było tylko kwestią czasu. Prace nad książką Paolini rozpoczął jak piętnastolatek, zakończył jak siedemnastolatek i z tego też powodu moja ocena będzie nieco wyższa z lekkim przymrużeniem oka.

"Prawdziwa odwaga polega na tym, by żyć i cierpieć za to, w co wierzysz.”

Akcja rozgrywa się w magicznym świecie. Książka opiera się na znanym archetypie dorastania młodzieńca i spełnienia misji. Eragon – bohater Paoliniego , młody wiejski chłopak znajduje niebieski kamień i przynosi go do domu. Ale zanim udaje mu się sprzedać go handlarzowi, z „kamienia” wykluwa się szafirowy smok, Saphira. Smoka próbuje ukraść zły Urgals, który brutalnie morduje wuja Eragona. Chłopcu i smoczycy w ostatniej chwili udaje się uciec. Od tej chwili Eragon poprzysięga zemstę mordercy wuja i wyrusza na wyprawę by uratować świat i stać się ostatnim legendarnym Jeźdźcem Smoków. Eragon jest związany z Saphirą magiczną mocą, psychiczną więzią , która wzmacnia ich wzajemną siłę lecz jest trochę...nieprzewidywalna. Król krainy, w której rozgrywa się akcja – Alagaesii – jest także Jeźdźcem, zaprzedał się jednak ciemnej mocy...W książce znajdujemy wszystko co niezbędne dla nowej generacji fantasy; wspaniałe walki , historyczne bronie, tajemniczy spisek i ... kobieta elf, która pojawia się w snach Eragona.

"Nic nie jest bardziej niebezpieczne niż wróg, który nie ma nic do stracenia”

Nie ma sensu porównywać tej książki do innych znanych pozycji jak np. „Władca Pierścieni” czy „Harry Potter”. Wiadomo, że nie tylko w moich oczach „Eragon” nie wygrałby tych pojedynków. Niestety wiele osób to robi, co mi osobiście działa na nerwy. 

Odnalazła sporo istotnych wad, które muszę tu przytoczyć. Czasami aż wiało nudą, bo rozdział kończył się na tym, ze główny bohater zasypiał, a kolejny zaczynał tym, że wstawał. Każdy dzień był szczegółowo opisany przez co fabuła była jakby monotonna i rozwleczona. Zero domysłów i manipulacji stworzonych dla czytelnika, który wszystko ma jak na tacy podane przez autora. Dopiero w końcowych rozdziałach mogłam wreszcie poczuć jakieś napięcie, emocje, bo przez resztę książki w ogóle nie mogłam wczuć się w to co czytam. Zamiast przenieść się do innego świata byłam bardzo dalekim obserwatorem.

Postacie nie są szablonowe, ale też nie są do końca dobrze wykreowane. Z bólem serca to piszę, czułam się jakby każda z nich nosiła tabliczkę z napisem `dobry` lub `zły`.

Jeszcze jednym w miarę istotnym minusem była pradawna mowa, której nie umiałam poprawnie odczytywać i za każdym razem gdy w treści pojawiało się jakieś zawarte z niej słowo musiałam zaglądać na koniec książki do słowniczka. I tak w kółko. Aż w końcu dałam sobie z tym spokój.

Nie mogę powiedzieć, że czytanie „Eragona” nie sprawiło mi przyjemności, bo sprawiło, i to ogromną! Ciekawy pomysł i styl, że tak powiem – jeszcze młodego i nie do końca `umiejętnego` pisarza, który dopiero próbował swoich sił, wzbudzał ciekawość i zachęcał do dalszego czytania.

W sumie muszę powiedzieć, że spodziewała się czegoś innego i... lepszego, ale przeczytam kolejny tom, bo interesuje mnie dalszy rozwój sytuacji. Nie rozumiem tylko dlaczego książka zbiera tak negatywne opinie, wiadomo nie jest arcydziełem jednak mniej wymagającym czytelnikom (do których ja już nie należę) na pewno się spodoba i może przeżyją nie zapomnianą przygodę. 


Wydawnictwo: MAG
Stron: 484
Przeczytane: 09.06.2013r.
Moja ocena: 6/10

środa, 5 czerwca 2013

"Przeżyć z wilkami" - Misha Defonseca

Pewnie większości nieznana jest ta książka, a szkoda, bo jak najbardziej zasłużyła żeby się z nią zapoznać. Powieść „Przeżyć z wilkami” dostałam od mamy, a gdy przeczytałam opis bardzo się ucieszyłam i jak najszybciej zabrałam się za czytanie.

Historia żydowskiej dziewczynki, która w wieku 7 lat zostaje zupełnie sama na świecie. Kiedy w ogarniętej wojną Brukseli Niemcy aresztują jej rodziców, znajduje schronienie u pewnej bardzo niemiłej kobiety, która traktuje ją z pogardą. Pewnego dnia słysząc, jak kobieta zwierza się komuś, że jeśli będzie trzeba, odda ją Niemcom, dziewczynka postanawia uciec i wyrusza na wschód, ponieważ wierzy, że właśnie tam zostali zabrani jej rodzice. Wędruje pieszo przez Belgię, Niemcy, Polskę aż na Ukrainę, kradnąc po drodze pożywienie i ubranie. Przez pewien czas żyje wśród stada wilków, zachowując się jak jedno z ich młodych, przestrzegając wilczych obyczajów i bawiąc się ze szczeniętami. W czasie czteroletniej tułaczki po Europie odkrywa ludzką niegodziwość i zwierzęcą humanitarność, z każdym dniem stając się coraz mniej człowiekiem i coraz bardziej wilkiem.

Misha Defonseca od 1997 roku upierała się, że „Przeżyć z wilkami” to powieść autobiograficzna, która przez wiele lat była sprzedawana jako „prawdziwa historia o przeżyciu Zagłady.” Dopiero w maju 2008 roku historycy udowodnili pisarce kłamstwo, która przeprosiła czytelników za mistyfikację: „Proszę o wybaczenie wszystkich, którzy czują się zdradzeni, ale proszę ich, aby postawili się na miejscu czteroletniej dziewczynki, która straciła wszystko.” Wyjaśniła też, że powieść to mieszanka wspomnień wojennych, fascynacji i zasłyszanych opowieści.

Tym co niewątpliwie najbardziej mi się nie spodobało to to, że autorka plącze czas teraźniejszy z czasem przeszłym, raz jest małą dziewczynką, a raz dorosłą już kobietą opowiadającą swoją historię, z tego wszystkiego wychodzi jedno wielkie bagno i miejscami trudno się połapać o co chodzi. Niby książka krótka, ale zawierająca masę opisów, więc tym, którzy lubują się w dialogach na pewno się to nie spodoba i ostrzegam, że nie jest to pozycja dla wszystkich, a w szczególności nie dla tych o słabych nerwach.

Nie jest to lekka historia przy której możemy odpocząć, rozluźnić czy też roześmiać. To wstrząsająca i miejscami ohydna historia z dawką grozy i przerażania na wielu stronach. Wzruszająca, może niektórym nawet uda się uronić łzę (mi niestety nie). Niesie za sobą wiele przekazów, prawd moralnych i wskazówek, a także pokazuje jak okrutne potrafi być życie... Szczególnie w pamięć wbił mi się jeden fragment a mianowicie:

„Zwierzęta zabijają żeby się najeść, ludzie z byle powodu”.

Główną postacią i jednocześnie narratorką książki siedmioletnia dziewczynka, w dalszych rozdziałach coraz starsza, wydawała mi się za dorosła jak na swój wiek, nie wiem do końca czym były spowodowane moje tego typu odczucia, spróbowałabym to w jakiś sensowny sposób wyjaśnić, ale ponieważ nie chcę zdradzać z treści więcej iż to konieczne powstrzymam się.

W sumie książkę „Przeżyć z wilkami” gorąco polecam, a wszystkie słowa zapisane pogrubioną czcionką w pełni opisują tę historię, nic dodać, nic ująć!


Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 252
Przeczytane: 04.06.2013r.
Moja ocena: 7/10

niedziela, 2 czerwca 2013

"Książę mgły" - Carlos Ruiz Zafón

"( ...) nie ma potężniejszej siły niż obietnica...”

Byłam bardzo ciekawa tej książki, pozytywne i negatywne opinie przeplatały się ze sobą, pani w bibliotece usilnie mówiła, że książka na pewno mi się nie spodoba, że już sama nie wiedziałam co myśleć. Postanowiłam przekonać się na własnej skórze jakie wrażenie na mnie wywrze "Książę mgły" więc wypożyczyłam i zabrałam się za czytanie.

"Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą, I bez tego będą cię prześladować.”

Rodzina Carverów (trójka dzieci, Max, Alicja, Irina, i ich rodzice) przeprowadza się w roku 1943 do małej osady rybackiej na wybrzeżu Atlantyku. Zamieszkuje w domu niegdyś należącym do rodziny Fleishmanów, których dziewięcioletni syn Jacob utonął w morzu. Od pierwszych dni dzieją się tutaj dziwne rzeczy; nocą w ogrodzie Max widzi posągi artystów cyrkowych. Dzieci poznają kilkunastoletniego Rolanda, od którego dowiadują się różnych ciekawostek o miasteczku i o zatopionym pod koniec pierwszej wojny statku. Poznają także dziadka Rolanda, latarnika Victora Kraya. To on opowie im o złym czarowniku, Księciu Mgły, który gotów jest spełnić każdą prośbę lub życzenie, ale w zamian żąda bardzo wiele. Coś, co dzieciom wydaje się jeszcze jedną miejscową legendą, szybko okazuje się zatrważającą prawdą.
Musiało upłynąć wiele lat, by Max zdołał wreszcie zapomnieć owe letnie dni, podczas których odkrył, niemal przypadkiem, istnienie magii.

"Pewne obrazy z dzieciństwa zostają w albumie pamięci wyryte niczym fotografie, niczym sceneria, do której człowiek zawsze wraca pamięcią, choćby upłynęło nie wiadomo jak wiele czasu.”

Niespełna dwieście stron czyta się bardzo szybko i przyjemnie, odkrywanie coraz to kolejnych zagadek i tajemnic wraz z bohaterami jest wspaniałą rozrywką i nie jednej osobie umili czas. Mimo, że czasami pojawiały się słowa, które musiałam przeczytać po dwa razy i nadal ich nie rozumiałam to jednak ani się obejrzałam, czytałam ostatnie strony z miną zdziwienia na twarzy.

Postacie nie były jakieś tam szczególne, wymyślne, ale takie, które możemy spotkać na co dzień, czyli będące `zwykłymi ludźmi`. Książka jest przedstawiona z perspektywy nastolatków, którzy dopiero dorastają, wkraczają powoli w świat dorosłych, a co za tym idzie - pierwsza miłość, zawirowania itd.

Przyznaję, że opowieść naprawdę mnie zaskoczyła. Mogłoby się wydawać, że wszystko zakończy się dobrze, ale nic nie zakończyło się dobrze! Myślę nawet, że wszystko wygląda tak jakby nie miało końca. Nic się nie wyjaśniło. Dosłownie. NIC. Została tylko masa pytań bez odpowiedzi. Dalszego ciągu już sami możemy próbować się domyślić. I za to brawa dla autora!  

Ogólnie książkę „Książę mgły” polecam, ale nie oczekujcie arcydzieła i szczęśliwego zakończenia. Najlepiej czytać wieczorem, bo w tedy łatwiej wczuć się w klimat powieści, który okładka bardzo dobrze oddaje. 


Wydawca: MUZA SA
Stron: 198
Przeczytane: 01.06.2013r.
Moja ocena: 7/10